15 kwi 2018

VIII

Obawiam się, że straciłam kontakt z moją betą, więc najbliższe rozdziały nie będą niestety sprawdzane pod kontem gramatyki. 
Nie poddajemy się jednak i brniemy z historią dalej. Zapraszam na rozdział ósmy.

Seya - Kochana, ty wiesz jak bardzo wyczekuję twoich komentarzy, każdy jest dla mnie na wagę złota i niesamowicie się cieszę, że poświęcasz swój czas na czytanie mojego opowiadania.
Niestety, muszę Cię zmartwić, Ron jeszcze kilka razy zajdzie głównym bohaterom za skórę, ale, ale~ nie będzie przecież jedyną upierdliwą postacią! <3 Jak sobie życzyłaś, w tym rozdziale jest mnóstwo Draco i… mam przeczucie, że spodobają Ci się te, wyczekiwane przez ciebie interakcje z Harrym.
Muszę przyznać, że sama nie pomyślałam o takiej luźnej sytuacji, w której pokazani byliby drugoplanowi bohaterowie, a powinnam to zrobić, żeby historia stała się bardziej zrozumiała i przejrzysta, dzięki za podpowiedź!
Jak się zaraz przekonasz, gdyby ta dłoń nie zacisnęła się na ramieniu Harry’ego, cała historia potoczyłaby się inaczej. Dziękuję ci za życzenia i zapraszam do czytania. Z niecierpliwością oczekuję twojego komentarza, a co ważniejsze! Wysyłam również tobie mnóstwo weny i chęci, do kontynuowania twojego opowiadania!

Anonimowy - Dziękuję za słowa uznania, mam nadzieję, że nowy rozdział Cię nie zawiedzie <3. 

__________

– Hej, Harry!
Czując na ramieniu dotyk czyjejś dłoni i słysząc znajomy głos, Gryfon odwrócił się, by spojrzeć na ich właściciela.
– Hej, Cedric… – Harry zmusił się do przyjaznego uśmiechu. – Świetnie tańczyłeś.
– Ty też, nie wiedziałem że tak potrafisz – odparł, szczerząc zęby wesoło.
– Trochę ćwiczyłem – wzruszył ramionami, zastanawiając się w jakim celu Cedric chce prowadzić  tą bezsensowną rozmowę.
Chłopak, jakby czytając w myślach Gryfona, postanowił przejść do sedna.
– Chciałem… to znaczy, słyszałem… to prawda, że planowałeś zaprosić Cho na bal? – wycedził w końcu, a Harry poczuł jak po jego plecach przechodzi zimny dreszcz.
– Skąd o tym wiesz…?
– Po prostu usłyszałem fragment czyjeś rozmowy… – wzruszył ramionami. – Ja… mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
– Nie. To jej decyzja. Ja i tak odpuściłem, gdy dowiedziałem się, że jesteście parą.
– Nie jesteśmy – odparł ze szczerym zdumieniem – ale mam nadzieję, że dzisiaj się to zmieni – dodał z uśmiechem.
Harry skrzywił się nieznacznie. Ta rozmowa zaczynała go coraz bardziej irytować.
– Cedric, chcesz czegoś konkretnego? Bo widzisz, spieszy mi się, chciałem znaleźć Hermionę i…
– Tak – przerwał mu, od razu poważniejąc – chcę ci się odwdzięczyć.
– Odwdzięczyć? A niby za co?
– Pierwsze zadanie. Nie wiem czy bez ciebie dałbym sobie radę.
– Cieszę się – mruknął, wzruszając ramionami. Na obecną chwilę nie specjalnie obchodziło go    stanowisko chłopaka, a skoro chciał się odwdzięczyć, Harry byłby rad, gdyby po protu znikł mu z oczu.
– Rozwiązałeś już zagadkę złotego jaja? – spytał, niezrażony humorkami Gryfona.
– Nie miałem okazji jeszcze do tego przysiąść – skłamał gładko.
– W takim razie, polecam ci wziąć kąpiel w łazience prefektów, na piątym piętrze. Weź ze sobą jajo – powiedział, szczerząc wesoło zęby. – Hasło, to sosnowa świeżość – dodał jeszcze i nim Harry zdążył przeanalizować słowa Puchona, i zadać choć jedno pytanie, ten odwrócił się na pięcie i popędził w stronę Cho.
Zielonooki pokręcił głową, postanawiając zająć się tym problemem później i ruszył w stronę Sali Wejściowej.
Nie musiał długo szukać. Hermiona, wraz z Luną siedziały na stopniach prowadzących do Wielkich Schodów. Na szczęście żadna z nich nie wyglądała na zapłakaną, lub szczególnie roztrzęsioną, więc obawy, jakoby musiał zostać jednoosobową poradnią psychologiczną zostały momentalnie rozwiane.
– Wszystko w porządku? – spytał, kucając przed dziewczętami.
– W porządku, Harry, przepraszam za tą scenę – Hermiona uśmiechnęła się do niego, nieco zawstydzona.
– Przestań, należało mu się… – westchnął Potter, delikatnie ujmując dłoń dziewczyny. – Nie warto przejmować się tym kretynem.
– Wiem, ale…
– Żadnych „ale” – przerwał jej, poważniejąc. – Hermiono, w jakim celu zawracasz sobie głowę myślami o Ronie, kiedy to właśnie z Krumem poszłaś na bal? Dlaczego nie pozwolisz mu dostąpić tego zaszczytu i nie pozwolisz ze sobą zatańczyć?
Widząc delikatny uśmiech, malujący się na twarzy dziewczyny, Harry wyprostował się i pewny swego podał obu dłonie, pomagając im wstać.
– Muszę to przyznać, powinnam odrobinę zmienić o kimś zdanie. Draco ma na ciebie zadziwiająco dobry wpływ – skomentowała i zaraz widząc minę przyjaciela, roześmiała się wraz z nim.
Jak się okazało, Wiktor bardzo się zmartwił nieobecnością Hermiony i szukał jej po całej Wielkiej Sali. Nie miał jednak dziewczynie za złe jej zniknięcia. Podziękował Harry’emu za dotrzymanie jego partnerce towarzystwa i porwał dziewczynę do tańca, z pewnością pomagając zapomnieć o podłej sytuacji z Ronem.
Harry widząc grupkę swoich przyjaciół, skupionych przy jednym z okrągłych stołów, postanowił do nich dołączyć. Luna, która mu towarzyszyła, musiał przyznać, wyglądała niesamowicie zjawiskowo i wcale nie dziwiły go zawistne spojrzenia większości dziewcząt. Nie przyznałby się do tego, ale towarzystwo tak pięknie wyglądającej dziewczyny mocno podbudowywało jego ego. Musiał przyznać, że dzięki blondynce naprawdę odczuwał jakąkolwiek chęć, by pozostać na tym balu dłużej.
W pierwotnych planach zakładał iż zatańczy walca i gdy tylko przestanie być potrzebny wróci do dormitorium i w spokoju spędzi wieczór w samotności, licząc na to, że żaden ze Ślizgonów nie zauważy jego nieobecności. Zdawał sobie sprawę, że to raczej beznadziejny plan, ale chciał się nim pocieszać, gdy błądził myślami wokół tej niefortunnej imprezy. 
– Luna, Harry, mamy ognistą – szepnął konspiracyjnie Zabini, gdy tylko do nich podeszli. Nim zdążyli wyrazić opinię na tej temat, zostały im wciśnięte w dłonie kryształowe szklaneczki, w których znajdowała się bursztynowa ciecz. Harry powąchał podejrzliwie napój, jednak zapach do złudzenia przypominał sok z jabłek. Uniósł wzrok pytająco i zaraz z odpowiedzią pospieszyła mu Ellie.
– Znalazłam czar, który zmienia zapach i smak alkoholi – pochwaliła się, wyraźnie z siebie dumna. – Nauczyciele już krążą, konfiskując butelki – skinieniem głowy wskazała Profesor Vector, która, z flaszką jakiegoś przezroczystego płynu w dłoni, karciła słownie grupkę Puchonów.
– Na zdrowie – Pansy zwróciła na siebie uwagę grupy.
– Za nas – zawtórował jej Draco, unosząc wraz z przyjaciółmi szklaneczki.
– Za nas – powtórzyli wszyscy, upijając spory łyk whiskey, która rzeczywiście, w smaku do złudzenia przypominała sok jabłkowy.
Ellie nie udało się zniwelować uczucia gorąca, które, wraz z płynem rozlewało się po gardle, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
Po kilku następnych toastach, czując się o wiele pewniej, postanowili przejąć parkiet. Harry nie znał zespołu, który tego wieczora grał w Hogwarcie, ale obiecał sobie później wypytać o niego przyjaciół. Muzyka wpadała w ucho i nawet on dał się jej porwać, pląsając w tańcu z Luną i każdym, kto akurat miał ochotę mu partnerować.
Bawił się zdecydowanie lepiej niż mógłby przypuszczać, a nie kończące się toasty i co chwila pojawiająca się w rękach Ellie nieoetykietowana butelka bardzo w tym pomagały.
Gdyby tylko dane mu było zapamiętać późniejszą część balu, wiedziałby, że zatańczył wolny taniec z Draconem i niemal spytał się o partnerowanie Kruma (butelka w dłoni Hermiony, która kołysała się zapraszająco, bardzo mu pomogła zrezygnować z tego pomysłu). Nie koniecznie pamiętał też, o której zespół nazywający się Wyjące Wiedźmy…? Płaczące Czarownice…? Jęczące… Oni, o której opuścili bal. Szkoda, bo chciał im podziękować za świetną zabawę. Nie do końca też pamiętał jak dostał się do łóżka, choć był święcie przekonany, że odprowadził Lunę pod same wejście do salonu Rawenclaw’u. Dokładnie jednak pamiętał, że spędził długie godziny w łazience, odmrażając sobie kolana na lodowatych kafelkach, na przemian pozbywając się zawartości żołądka i przysypiając na sedesie, och, i jęcząc do Dracona jakieś przeprosiny.

Rano obudził go ziąb i niesamowity ból głowy. Otworzył niechętnie oczy, obawiając się promieni słonecznych, które wpadając przez okna wieżyczki mogły go oślepić. Ku jego zaskoczeniu, żadne ostre światło nie miało zamiaru uprzykrzać mu poranka. Nie znajdował się w wieży Gryffindoru.
Pytanie brzmiało - dlaczego. Dlaczego spędził noc w dormitorium w lochach i… dlaczego było mu aż tak zimno?
Odruchowo sięgnął po kołdrę, żeby się nią przykryć, jednak pod jego palcami wyraźnie poczuł czyjąś delikatną skórę. Odwrócił powoli głowę, starając się nie potęgować bólu i ujrzał pogrążoną we śnie twarz Malfoya. Rzeczą, którą dotknął okazało się ramię chłopaka, kurczowo ściskające skrawek pościeli.
Harry poświęcił może dwie sekundy na kontemplację tego widoku, jednak czując dreszcz przechodzący mu po całym ciele, uznał że nie odda całej kołdry blondynowi. Delikatnie wyswobodził krawędź z uścisku Ślizgona i wsunął się pod pierzynę. Nie chciał budzić przyjaciela, co z pewnością by zrobił, gdyby przyciągnął do siebie choć odrobinę więcej materiału, którym chłopak okutał się w czasie snu. Dlatego chcąc, nie chcąc, przybliżył się do niego, czerpiąc ciepło z jego ciała. Przymknął oczy, czując jak powoli się rozgrzewa i gdy tylko się rozluźnił a ból głowy trochę stępiał, poczuł jak ramię przyjaciela oplata jego tors, a pięść delikatnie zaciska się na jego koszuli. Draco wyraźnie się do niego przysunął, przytulając policzek w jego kark i mamrocząc coś przez sen.
Gryfon mimo woli, musiał przyznać, że było to… urocze. Na brodę merlina, poddałby się torturom, ale nie zmieniłby zdania.
Ujął dość niepewnie dłoń chłopaka, gładząc ją delikatnie kciukiem i pozwalając sobie znów odpłynąć do krainy snów. 

Obudziło go nieco gwałtowniejsze poruszenie w pościeli, więc uchylił delikatnie powieki, zaraz przecierając je palcami i ziewając szeroko. Skrzywił się, czując tępy ból głowy.
– Jak się spało? – spytał, wymusiwszy na usta uśmiech.
Blond włosy chłopak patrzył przez chwilę na przyjaciela nierozumnym spojrzeniem, jakby chcąc zrozumieć, co u licha Gryfon robi w jego łóżku. Jego powieki nieco się rozchyliły, gdy wróciła mu część wspomnień z wczorajszego wieczora.
– Bywało lepiej – mruknął w końcu blondyn i rozejrzał się po dormitorium. Wszyscy chłopcy spali, więc istniała jeszcze szansa, że nie dowiedzą się, iż Harry spędził noc w jego towarzystwie. 
Ten temat nie znudziłby im się przez miesiąc…
Draco zrzucił z nich kołdrę, chcąc szybko wyprosić gościa z sypialni, jednak jego ciało zaoponowało przed tak gwałtownymi ruchami. Skrzywił się delikatnie, czując ostry ból w okolicach skroni i z większą ostrożnością powoli zsunął stopy na zimną posadzkę. W pierwszej chwili chciał się pochylić, by wyciągnąć z pod łóżka kufer, jednak zdając sobie sprawę z tego, jak głupi jest to pomysł usiadł na podłodze, przyciągając do siebie walizę, z której po chwili poszukiwań wyciągnął dwie identyczne fiolki.
Podał jedną Harry’emu, samemu odkorkowując naczynie i od razu wypijając mętną zawartość.
– Co to? – spytał brunet, wyglądając tak, jakby na sam widok cieczy zbierało mu się na wymioty.
– Eliksir na kaca – mruknął z błogością blondyn, czując jak opuszczają go uciążliwe skutki wczorajszej libacji.
Gryfon słysząc to, momentalnie odkorkował flakonik i wlał sobie jego zawartość do gardła.
– A teraz wynoś się Potter, potrzebuję kąpieli. – Chłopak skrzywił się, powąchawszy własną koszulę.
– Tak! Obaj jej potrzebujemy! – odparł ochoczo Gryfon, uderzając triumfalnie pięścią w otwartą dłoń.
Malfoy uniósł jedną brew, spoglądając na przyjaciela, jak na, nieprzymierzając, wyjątkowo głupiego gryzonia.
– Co powiesz na kąpiel w łazience prefektów na piątym piętrze? – spytał Gryfon, szczerząc zęby w uśmiechu.
– Bardzo chętnie, ale dla twojej wiadomości, łazienka jest zabezpieczona hasłem, a przez to niedostępna dla zwykłych uczniów – mruknął, wywracając oczami.
– Wiem – odparł beztrosko. – Znam je.
– Znasz hasło… do łazienki prefektów – głos Dracona zaczął niebezpiecznie przybierać nie miłą dla ucha barwę – i dopiero teraz mi o tym mówisz?!
– Od wczoraj – skinął głową, wyraźnie nie przejmując się wybuchem przyjaciela. – Podał mi je Cedrik.
– Diggory? Niby w jakim celu…?
– Podpowiedział mi, jak odczytać zagadkę złotego jaja.
– Zagadkę. W łazience. – Blondyn mruknął sceptycznie, unosząc jedną brew. – A nie wpadło, do twojej pustej makówki, że po prostu robi sobie z ciebie żarty?
– Nie mniej, warto spróbować, nie uważasz? – wyszczerzył się, wytrzymując pełen politowania wzrok przyjaciela.
– Dobrze. W takim razie za dwadzieścia minut widzimy się na piątym piętrze – zdecydował Dracon, wyraźnie mając nadzieję, że utrze przyjacielowi nosa.
Potter, nie zastanawiając się ani sekundy, szybkim krokiem opuścił pokój wspólny Slytherinu. Niemal biegiem pokonał odległość dzielącą go od wierzy Gryffindoru, gdzie starając się zrobić jak najmniej hałasu, przemknął koło jakichś niedobitków; którzy nie dali rady dotrzeć do swoich łóżek i postanowili zasnąć w Pokoju Wspólnym. Szybko zebrał jakieś przybory toaletowe, świeże ubrania i złote jajo, które ostrożnie zawinął w szkolną szatę.
Wymknął się z wierzy i pewnym krokiem ruszył w stronę zakazanej dla większości uczniów Arkadii - łazienki prefektów.
Dracon czekał już na niego, choć po jego minie można było wnioskować, że nie wierzy w powodzenie planu Gryfona. Harry jednak, niezrażony humorkami przyjaciela podszedł do czwartych drzwi, na lewo od pomnika Borysa Szalonego i bardzo wyraźnie powiedział:
– Sosnowa świeżość.
Usłyszeli ciche kliknięcie ustępującego zamka, a ciężkie drzwi uchyliły się, ukazując wnętrze łazienki. Była przestronna, marmurowa, bogato zdobiona, jednak najbardziej przykuwał wzrok wielki basen na samym jej środku. Otoczony był mnóstwem kranów, z których każdy kurek zdobiony innym kamieniem szlachetnym.
Chapeau bas – mruknął Draco, rozglądając się z podziwem po pomieszczeniu.
Ulegając dziecięcej ciekawości zaraz ukucnął koło basenu, odkręcając na próbę kilka kurków. Z każdego kranu zaczęła lecieć woda o innym kolorze, zapachu, a także stopniu spienienia.
Harry, widząc to, odłożył na podłogę swoje rzeczy i nie chcąc zostawiać całej frajdy Ślizgonowi, sam zaczął testować różne krany.
Mimo sporawych rozmiarów, basen napełnił się dość szybko. Powierzchnia wody pokryta została taką ilością różnokolorowej piany, że nie do końca było pewne jaki jej poziom rzeczywiście znajdował się w basenie. Powietrze wypełniły bańki, dodając scenerii nieco bajkowy charakter.
Nie zastanawiając się nad tym, jako pierwszy zaczął pozbywać się ubrań Draco, jakby kompletnie zapomniawszy o obecności Pottera, który niepewnie spuścił wzrok, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście, namówił Malfoya na… wspólną kąpiel… nago.
Jakkolwiek by na to nie spojrzał, było to dziwne. Z jednej strony nie powinien czuć się zażenowany widokiem nagiego ciała przyjaciela, ale z drugiej strony, nie powinni brać razem kąpieli… Oczywiście, nie raz zdażyło się, że szedł pod prysznic z chłopakami z drużyny, albo z dormitorium, ale prysznice były jednak oddzielone i… jakoś nie myślał o tym, że on i grupka facetów paradują po łazience rozebrani do naga.
Jego myśli przerwał plusk rozlewanej wody, gdyż, jak się okazało, wypełniała basen po brzegi. Marmurowe kafle jednak pozostały suche, gdyż ciecz, w zetknięciu z nimi momentalnie wyparowywała.
– Będziesz tak stał, niczym starający się myśleć goblin? – zakpił Dracon, wynurzając się z wody i patrząc na Pottera pełnym politowania wzrokiem.
– Chętnie… – mruknął pod nosem, na tyle cicho, by przyjaciel nie był w stanie tego usłyszeć, po czym niepewnie i dość ślamazarnie zaczął pozbywać się swoich ubrań. To, że czuł wzrok Ślizgona na swoim ciele wcale mu nie pomagało, ale wolał się nie odzywać i nie dawać mu powodu do kpin i satysfakcji.
W końcu i Potter został kompletnie nagi, choć szybko ujął w dłonie złote jajo, którym usilnie starał się zasłaniać. Nie pozwalając Draconowi ani minuty dłużej go lustrować, położył na brzegu basenu zdobycz Pierwszego Zadania i wsunął się do przyjemnie ciepłej wody. 
– Mógłbym zostać prefektem… – mruknął, z błogością przymykając oczy i rozkoszując się chwilą relaksu.
– Myślę, że nie masz na co liczyć – odparł Malfoy, podpływając do niego – szanse na to, że Harry Potter zostanie prefektem Gryffindoru są tak wysokie, jak to, że ktoś oceni Millicentę Bulstrode jako filigranową.
– Za to, Draco Malfoy byłby idealnym kandydatem na prefekta – mruknął kąśliwie.
– Wątpisz w to? Na naszym roku nie ma odpowiedniejszej osoby. Chyba, że Drops postanowi być zabawny i mianuje na to stanowisko Crabba, albo Goyla, a najlepiej ich obu na raz. 
– Szczerze mówiąc, chciałbym to zobaczyć – odparł ze śmiechem Harry, sięgając po złote jajo. Ujął je wygodnie w mokrych dłoniach i sięgnął palcami do jego otwarcia.
– Chwila, chwila! Stop! – blondyn natychmiast zaoponował, widząc co zamierza jego przyjaciel. – Zastanowiłeś się choć przez chwilę, nad tym co chcesz zrobić? – spytał, a widząc nietęgą minę przyjaciela westchnął ciężko, przymykając oczy. – Zakładając, że Diggory nie kłamał i otwarcie jaja w łazience prefektów jest kluczem do poznania zagadki, zastanówmy się, co takiego niezwykłego jest w tej łazience. Samo jej istnienie odpada, bo przecież ani Delacour, ani Krum nie mieliby możliwości znalezienia się tutaj, a poza basenem, wystrojem i metrażem nie różni się jakoś specjalnie od ogólnodostępnych łazienek. Skupmy się w takim razie na basenie, a raczej na tym co go wypełnia. Zakładając, że prysznic nie pomógłby nam w rozwiązaniu zagadki, nie wystarczy samo polanie jaja wodą. Musi znaleźć się pod powierzchnią. Tu rodzi się pytanie na jaką głębokość trzeba zejść, bo na ten przykład, Krum czy Fleur mogą skorzystać z Czarnego Jeziora, które jest jednak dość głębokie…
Harry wsłuchiwał się w słowa przyjaciela, które wydawały się teraz tak logiczne… wręcz głupie w swej prostocie. Sam mógł na to wpaść…
– Na co czekasz? Zanurz je! – ponaglił go przyjaciel. Momentalnie więc zanurkował w wodzie, ujął jajo w obie dłonie i otworzył je.
Ku jego zaskoczeniu, miast okropnych krzyków i raniących uszy jęków usłyszał piękny kobiecy śpiew.

„Szukaj nas tam tylko, gdzie słyszysz nasz głos,
Nad wodą nie śpiewamy, taki nasz już los,
A kiedy będziesz szukał zaśpiewamy tak:
To my mamy to, czego tobie tak brak.
Aby to odzyskać, masz tylko godzinę,
Której nie przedłużysz choćby i o krztynę.
Po godzinie nadzieję przyjdzie ci porzucić,
A to, czego tak szukasz, nigdy już nie wróci.”

Przesłuchał pieśń kilka razy, jednak czując jak zaczyna mu brakować tchu wynurzył się, łapczywie chwytając powietrze.
– Ciekawe… – wymruczał Malfoy, gdy upewnił się, że Harry nie będzie już go zagłuszał.
– Godzinę! – spanikował, patrząc na przyjaciela zdruzgotany. – Jak mam odnaleźć coś w tak krótkim czasie, skoro nawet nie wiem czego szukać? Czym niby miałoby być to, czego tak mi brak?
Istotnie, to dość problematyczne. – Skinął głową Draco. – Mnie jednak bardziej zastanawia początek zagadki - „szukaj nas tylko tam, gdzie słyszysz nasz głos, nad wodą nie śpiewamy, taki już nasz los” – zacytował, podkreślając kluczowe słowa.
– Chwilę, więc…
– Tak, w ciągu godziny będziesz musiał znaleźć coś cennego, ukrytego, jak przypuszczam, w Czarnym Jeziorze.
– Przecież to awykonalne! Jak mam wytrzymać pod wodą godzinę?! Godzinę!
– Potter… jesteś czarodziejem. Na prawdę muszę ci to przypominać? – westchnął z politowaniem, blondyn. – Gdyby to było, jak twierdzisz „awykonalne”, to żadne z uczestników nie mogłoby wziąć udziału w trzecim zadaniu.
– Może i tak, ale…
– Ale kluczową zagadką jest teraz odnalezienie sposobu, który umożliwi ci wygranie tego zadania – przerwał mu Ślizgon.