20 cze 2019

XV


Następnego dnia Harry obudził się w wyśmienitym nastroju. Ostatnimi czasy to właśnie niedziele były jego wytchnieniem od wszystkich obowiązków. Brak lekcji, widma zbliżającej się oklumencji z Nietoperzem, dodatkowej nauki, zadań domowych. To był jego dzień i nikt nie miał prawa go psuć. 
Dziś również planował zakończyć swój eliksir oraz go wypróbować. Zamierzał zapytać o pomoc Draco, nie mając pojęcia, jak jego organizm zareaguje na wywar, ani jakie dokładnie będą jego skutki. Potrzebował kogoś zaufanego. Kogoś, kto w razie potrzeby byłby w stanie udzielić mu pomocy i, na sam koniec, ocenić całą próbę.
Kompletnie nie przejmując się obecnością Rona i pozostałych, wstał z łóżka z szerokim uśmiechem na twarzy i udał się prosto do łazienki, by móc przygotować się do wyjścia. 

*

Jakiś czas później, nadal w świetnym nastroju, Harry zbliżał się do stołu Slytherinu w Wielkiej Sali. Ślizgoni byli już zajęci śniadaniem, więc Potter bez zastanowienia zajął miejsce po prawej stronie Draco, od razu sięgając po paterę z parującymi jeszcze tostami.
– Masz tak dobry humor, że aż ciężko mi uwierzyć w to, że ledwie kilka godzin temu widziałeś się z Severusem – skomentował Draco, unosząc jedną brew i uśmiechając się delikatnie.
Harry w odpowiedzi wzruszył lekko ramionami starając się, by nie wyglądało to zbyt nerwowo.
– Martwi mnie jego wyjazd… – kontynuował Draco, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na zachowanie bruneta.
– Wyjazd? – Harry spojrzał na blondyna.
– Nie powiedział ci? – blondyn wyglądał na szczerze zdziwionego.
– Gdzie wyjeżdża?
– Nie jestem do końca… Potter, on na prawdę nic ci nie powiedział?
– Gdyby mi powiedział, to bym się nie dopytywał…
– To dziwne, Mówił mi, że cię uprzedzi – blondyn zmarszczył brwi. – To do niego niepodobne… Nie zachowywał się wczoraj jakoś dziwnie? Może źle się czuł i… – zaczął się zastanawiać, jednak po chwili jego wzrok spochmurniał, a brwi złączyły w gniewnym wyrazie. – Potter, coś przede mną ukrywasz.
– Skąd niby taki pomysł? – mruknął Gryfon, dla niepoznaki sięgając po następnego tosta. 
– Widzę jaki jesteś spięty. Weasley’a i Granger możesz sobie oszukiwać, ale na mnie twoje sztuczki, o ile jakichś używasz, nie działają – mruknął chłopak, zakładając ręce na piersi. – Gadaj, co jest?
– Nie ma o czym mówić… – mruknął niepewnie Harry, czując na sobie wzrok przyjaciela.
– Potter, nie zamierzam odstawiać tutaj z tobą żadnych scen – warknął Draco, oczywiście mając na myśli to, że uczniowie siedzący najbliżej, siłą rzeczy słyszeli całą tę wymianę zdań. Złapał nadgarstek Gryfona w żelaznym uścisku i, nie przejmując się sprzeciwami chłopaka, wyciągnął go z pomieszczenia.
– Obawiam się, że twoje zachowanie przyniosło skutek odwrotny do zamierzonego – warknął Harry, rozmasowując nadgarstek, gdy w końcu został wyswobodzony z uścisku Ślizgona.
– W co ty pogrywasz? O co chodzi z Severusem? 
– Kurwa, po prostu… – Harry zaciął się na moment. Nagle dotarło do niego, jak szczeniacko  i nieodpowiedzialnie się zachował.
– Po prostu, co? Co takiego mogłeś zrobić, że tak ciężko ci to przechodzi przez gardło?
– Wiem, wiem, że zawaliłem – zaczął Harry, jednak Draco od razu mu przerwał.
– Konkrety, Potter, o tym, czy zawaliłeś zdecydujemy za chwilę.
– Ja… wiesz, że jestem raczej nienajlepszy w oklumencji – zaczął niepewnie, a Draco pokiwał ze zniecierpliwieniem głową. – I zdażyło się coś… nie chciałem, żeby Snape się o tym dowiedział i…
– I? – warknął blondyn.
– Tak jakby… nie przyszedłem…
– Tak jakby nie przyszedłeś! – powtórzył po nim wściekły blondyn. – Czy twój mózg w ogóle pracuje? Jakim trzeba być kretynem, żeby zrobić coś takiego, Potter? Wytłumacz mi, bo nawet ja nie podejrzewałbym cię o takie zidiocenie!
– Nie myślałem o…
– No właśnie, Potter, ty nigdy nie myślisz! – warknął blondyn i ponownie zacisnął palce na nadgarstku chłopaka, ciągnąc go w stronę schodów. – Pospiesz się, może jeszcze jakimś cudem zdążymy przed wyjazdem Severusa. Masz go błagać o przebaczenie, najlepiej na kolanach, zrozumiałeś!?
– Dra…
– Zrozumiałeś? – odwrócił się w jego stronę z tak zaciętą miną, że przez chwilę Harry mógłby przysiąc, że stał przed nim sam Lucjusz Malfoy.
– Tak, Draco, zrozumiałem – burknął pod nosem, w myślach jednak licząc na to, że tak upokarzająca sytuacja go ominie. 
– Naprawdę nie mogę zrozumieć twojego toku rozumowania, Severus poświęca ci swój cenny czas, stara się nauczyć cię tak potężnej sztuki magicznej, jaką jest oklumencja, naraża się przy tym, a ty? Ty zachowujesz się jak kompletny…
– Wiem, Draco – przerwał mu Harry.
– Świetnie, bardzo się cieszę – warknął blondyn z ironią, po czym pokręcił głową, jakby rezygnując z dodania jeszcze kilku słów. Resztę drogi do lochów przebyli w kompletnej ciszy i Harry nie był do końca pewny, czy się z tego cieszył, czy raczej wolałby, żeby Malfoy na niego krzyczał.
Gdy dotarli pod gabinet Mistrza Eliksirów, blondyn bez wachania zapukał do drzwi. Siła, z którą to zrobił utwierdziła Pottera, że chłopak nadal jest wściekły. Po chwili ciszy ponowił próbę dostania się do pomieszczenia, jednak gdy i ona nie przyniosła żadnych efektów spróbowali jeszcze odszukać mężczyznę w jego pracowni oraz, w ostateczności, klasie eliksirów. Snape’a jednak nigdzie nie było.
Draco westchnął ciężko i oparł się o jedno z biurek w sali lekcyjnej.
– Powiedz mi, Harry – zaczął znacznie spokojniej, patrząc na chłopaka już nie ze złością, a z żalem. – Co tak ważnego ci się przytrafiło, że postanowiłeś zachować się jak… o ironio, jak Gryfon?
– Ja… – Harry w pierwszej chwili chciał jakoś wymigać się od odpowiedzi, jednak coś go podkusiło, by unieść wzrok i spojrzeć w oczy przyjaciela. Ta decyzja go zgubiła, nie miał serca go okłamywać. – Profesor Moody…
– Moody? – przerwał mu chłopak, od razu się jeżąc. – Czego chciał?
– Wbrew pozorom, to bardzo inteligentny człowiek – powiedział broniąc mężczyzny. – Rozmawialiśmy o… sprawach, które Snape’a nie dotyczyły – dokończył, nabierając nagle odwagi. – Po prostu, Draco, zrozum, chcę zachować niektóre rzeczy dla siebie. Proszę, nie przerywaj – powiedział szybko, widząc, jak blondyn otwiera usta. – Wiem, że brzmi to niedojrzale i równie dobrze Snape mógłby mnie teraz kopnąć w dupę, ale, tak myślę, że dobrze się stało, że wyjechał…
– Pott…
– Draco, prosiłem – mruknął, zakładając ręce na piersi. – Tak, na prawdę uważam, że to dobrze, że wyjechał. To zabrzmi samolubnie, ale przyda mi się chwila odpoczynku od niego. Nie przeczę, Snape jest wielkim mistrzem eliksirów i wspaniałym oklumentą, ale ma też… ciężki charakter i, musiałbyś być ślepy żeby nie zauważyć, po prostu za mną nie przepada. Zresztą myślę, że obu nam przyda się urlop od siebie. I tak, Draco, jeśli Snape zechce nadal ze mną pracować, jeśli takie jest twoje życzenie, mogę nawet błagać go nawet na kolanach o przebaczenie – westchnął chłopak.
– A pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, że Severus może ci odmówić dalszych lekcji?
– Ciągle o tym myślę – westchnął Potter.
Draco wyglądał na mocno niezdecydowanego, jednak w ostateczności westchnął ciężko, darując sobie resztę rozmowy. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że kontynuowanie tego tematu jest kompletnie bez sensu, a marnowanie czasu nie leżało w jego naturze.
– Jeśli możemy zmienić temat… – zaczął Potter, czekając na przyzwolenie przyjaciela, który skinął nieznacznie głową – chciałbym poprosić cię o pomoc przy moim eliksirze.
Draco mimo, że wyraźnie był nadal w złym nastroju, odrobinę się ożywił. Harry postanowił z tego skorzystać.
– Dokończenie go, zajmie mi już niewiele czasu, a chciałbym go od razu wypróbować – powiedział, odwracając się w stronę drzwi wyjściowych, dokładne wiedząc, że blondyn pójdzie za nim.
Po chwili dotarli do pracowni, gdzie eliksir Harry’ego spokojnie bulgotał w kociołku. Nie wyglądał tak, jak go zapamiętał. Był znacznie… lepszy. Sam nie wiedział co skłoniło go do takiego wniosku, ale… było w nim coś innego, coś… zaawansowanego. Przez głowę, przeleciała mu nawet myśl, że Severus mógł doglądać wywaru podczas jego nieobecności, jednak szybko ją zignorował. Nie zamierzał być wdzięczny mężczyźnie za coś, czego wcale nie musiał zrobić.
Odrzucił od siebie niepotrzebne myśli, ignorując również obecność swojego przyjaciela, który wyraźnie przyglądał się jego pracy i poświęcił eliksirowi.
Tak jak przypuszczał, dokończenie pracy nie zajęło mu zbyt wiele czasu.
Harry zgasił ogień pod kociołkiem, drewnianą chochlą nabierając odrobinę eliksiru. Ten zaś był kompletnie rzadki, konsystencją przypominając wodę. Równocześnie, jego brunatno-czerwona barwa przywodziła na myśl świeżą krew.
Chłopak pochylił się, chcąc wychwycić zapach mikstury, który, w pracowni pełnej różnych oparów, był kompletnie niewyczuwalny. Pachniał… zupełnie niczym. Gryfon postanowił to jednak zignorować i przelał swój twór do kilku zabezpieczonych magicznie fiolek. Spojrzał jeszcze raz na pozostałości, które znajdowały się w większej części kociołka i czując nieprzyjemny ucisk w płucach, jednym zaklęciem opróżnił naczynie.
Już nie było odwrotu. Jeśli eliksir okaże się kompletnie bezużyteczny, trudno, nikt nie powiedział, że musi wygrać drugie zadanie, w końcu jedyną konsekwencją była utrata czegoś cennego. Niewielka strata. W porównaniu z konsekwencjami, z którymi musiałby się liczyć, gdyby ktoś odkrył, do jakiego procederu dopuścił się pod przyzwoleniem jednego z nauczycieli Hogwartu.
– Myślę, że przy drugim brzegu jeziora będzie w miarę bezpiecznie – zagaił niepewnie Harry.
– Oczywiście – zgodził się z nim Malfoy. – Potrzebujesz czegoś konkretnego?
– Chyba nie… – mruknął po chwili zastanowienia, chowając fiolki do wewnętrznej kieszeni  szaty.
Draco skinął tylko głową i w towarzystwie przyjaciela podjął wędrówkę w stronę błoń.
Droga we wskazane miejsce zajęła im sporo czasu, samo jezioro było dość rozległe, a im zależało na tym, by dotrzeć do miejsca, które byłoby jak najbardziej ukryte. Fakt, że Draco uparcie milczał też wcale nie pomagał. 
Pogoda nadal nie była zbyt korzystna, a temperatura powietrza sięgała góra czterdziestu stopni Fahrenheit’a*, na samą myśl o tym, jak zimne musiało być teraz jezioro, ciałem Harry’ego wstrząsnęły dreszcze.
Rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające i, z dużym ociąganiem, zaczął ściągać szkolne szaty.  Nie wiedział, jak będzie przebiegać transformacja, więc przezornie postanowił pozbyć się ubrań, które mogłyby ulec zniszczeniu. Ściślej mówiąc, możliwe było dosłownie wszystko - nawet to, że zażycie eliksiru nie przyniesie żadnych efektów. 
Gdy został już w samej bieliźnie, zanurzył palec u stopy w wodzie, a czując nieprzyjemne szczypanie od razu wycofał kończynę.
– Mam nadzieję, że w postaci węża nie będę tak czuł chłodu… – mruknął, kompletnie nieprzekonany. Draco w odpowiedzi tylko uniósł jedną brew i sięgnął po szatę przyjaciela, wyciągając z niej fiolkę wypełnioną brunatno-czerwoną cieszą.
– Na zdrowie, Potter – powiedział, odkorkowując naczynie, po czym podał je chłopakowi. 
Harry przez chwilę patrzył niepewnie na swój wytwór, by w końcu zdecydowanym ruchem przyłożyć szkło do ust i jednym haustem połknął całą zawartość. 
Draco przyglądał mu się uważnie, ale poza siniejącymi od zimna częściami ciała nie zauważył u przyjaciela jakichś szczególnych zmian. 
– Może gdzieś popełniłem błąd – mruknął Gryfon lekceważąco, sięgając po swoje spodnie. Nie dane mu było jednak ich założyć, gdyż jego całym ciałem targnął bolesny dreszcz, który dosłownie go sparaliżował. Całą siłą woli powstrzymał się od jęku bólu, zaś gdy poczół, jak nagłe odrętwienie go opuszcza, wypuścił z ręki trzymane ubranie. 
Podniósł wzrok na blondyna, który uważnie obserwował go z ledwo skrywanym niepokojem. Uśmiechnął się delikatnie, by go uspokoić i poczuł kolejny, nieprzyjemny skurcz, tym razem w okolicach klatki piersiowej. W błyskawicznym tempie zaczął się on rozprzestrzeniać po całym ciele i równie szybko znikać w kończynach. Ból jednak nie ustępował. Raczej… zanikał? Jakby po prostu zabrakło mu powierzchni, po której mógłby się rozchodzić. Harry chciał spojrzeć w dół, by potwierdzić swoje przypuszczenia, jednak jego ciało straciło równowagę i upadło na lekko zabłoconą ziemię. Miał wrażenie, że wszystko działo się za szybko by w ogóle to zarejestrować. 
Pierwszym, co zauważył, a raczej poczuł, były miriady zapachów. Jeszcze ze szkoły, mgliście zdawał sobie sprawę z faktu, że węże mają dobrze rozwinięty narząd węchu, ale nigdy nie przypuszczałby, że był on tak zaawansowany. Rejestrował zapachy, których nigdy jeszcze nie poznał, czuł mocną woń jeziora, mokrej ziemi i trawy, a każda z nich zawierała w sobie mnóstwo innych mniejszych składowych. Następnie, niemal w tym samym czasie dopuścił do siebie dziwne uczucie zimna. Zdecydowanie inne, od tego, do którego było przyzwyczajone jego ludzkie ciało. Nie było tak… nieprzyjemne, chociaż, zdecydowanie nie należało do niczego miłego i ostatecznie zdał sobie sprawę z tego, że jego wzrok stał się bardzo ograniczony. Uniósł łeb, rejestrując poruszenie się Malfoya, który kucnął tuż przed nim i zauważył, że widzi go tylko w szarościach.
Rozejrzał się uważnie w okół, chcąc się upewnić i rzeczywiście, cały krajobraz jakby stracił swoje kolory. 
– Wydawało mi się, że miałeś być większy – usłyszał nad sobą nieco zniekształcony i ledwo słyszalny głos przyjaciela. 
Harry postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście, jedną z cech, którą miało przynieść mu zażycie eliksiru było zachowanie możliwości posługiwania się ludzką mową.
– Jak duży jessstem? – powiedział bardzo niskim, syczącym głosem. Zdanie, które wypowiedział było odrobinę niewyraźne, ale przypuszczał, że przyczyną było nieprzystosowane do mowy ciało gada.
– Nie wiem, czy masz choć piętnaście cali – mruknął blondyn. Harry w odpowiedzi wzruszyłby ramionami, gdyby oczywiście tylko je miał.
Nie było sensu tracić czas na niepotrzebne pogaduszki, postanowił wpełznąć do wody. Pytanie brzmiało - tylko jak. Spróbował poruszyć swoim ciałem, niczym falą, jednak nie przyniosło to oczekiwanego efektu, odkrył jednak dość istotną rzecz. Mięśnie znajdujące się z jego ogonie były zdecydowanie silniejsze od tych bliżej łba. Postanowił więc to wykorzystać i zwinął koniec swojego ciała niczym sprężynę i odepchnął się na próbę, co przyniosło zadowalający efekt więc spróbował jeszcze kilka razy i ruch zaczął wydawać mu się całkiem naturalny. Był szybki, prosty i, co najważniejsze - efektowny. Bez problemu dotarł do brzegu jeziora, który bez wachania przekroczył wpływając w taflę jeziora.
Woda była zimna, ale znów uczucie okazało się zgoła inne. Gdy zanurzył palec, poczuł nieprzyjemne szczypanie i mrowienie, które od razu skłoniło go do wyciągnięcia kończyny z tafli, jednak teraz czół ogólny chłód, trochę otępiający, ale zdecydowanie nie był on nie do zniesienia. Harry poruszył swoim ciałem w wodzie, od razu zauważając wielką różnicę. Czuł się o wiele bardziej swobodnie, jakby… pewniej.
Postanowił przepłynąć jakiś krótki dystans, co okazało się zaskakująco łatwe i szybkie. Postanowił przedłużyć go pięciokrotnie i znów, pokonał go w zadziwiająco krótkim czasie. Zdecydowanie, jako wąż wodny, nie miał sobie równych w szybkości.
– Niesssamowite – zasyczał, wynurzając łeb z wody i podpływając do brzegu.
– Zgadzam się – odpowiedział Draco, zaskoczonym tonem. – Wydaje mi się, że woda jest medium, dzięki któremu twoje ciało rośnie. Jesteś teraz przynajmniej dwukrotnie większy.
Harry słysząc to odwrócił łeb, by móc zobaczyć resztę swojego ciała. Widok, jaki zobaczył nie był do końca satysfakcjonujący, gdyż całe jego ciało zlewało się odcieniem głębokiej szarości z kolorem jeziora. Pozostawało mu wierzyć Malfoyowi na słowo. 
– Mamy niesssałą godzinę – zasyczał niewyraźnie Harry. – Nie ma sssensu jej marnować. Chcę poznać jesssioro, jeśli za czterdzieści minut nie wrócę, możesz zacząć się martwić – dodał jeszcze i spróbował wykrzywić pysk w uśmiechu. Oczywiście nie przyniosło to żadnych efektów, więc zrezygnował.
Nie słysząc sprzeciwu ze strony Dracona, zanurzył się w toń jeziora, w pierwszych chwilach po prostu płynąc bez celu. To sprawiało mu radość, sam nie wiedział dlaczego, ale czuł się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Był niesamowicie szybki, nic go nie powstrzymywało, ani nie ograniczało. Na pewnym poziomie zanurzenia, widoczność też była całkiem przyzwoita, jednak zauważył też coś innego.
W wodzie nie potrzebował widzieć. Rejestrował rozchodzące się w niej wibracje, które pozwalały mu z zaskakującą dokładnością odczytywać to, gdzie się w obecnej chwili znajdował i gdzie znajdowały się inne rzeczy. Nie musiał patrzeć oczami, jego zmysły widziały za niego.
Postanowił zanurzyć się głębiej, gdzie widoczność była już praktycznie zerowa, ale w żaden sposób nie czuł się tym zaniepokojony. Dokładnie wiedział gdzie płynie, czego powinien unikać, a do czego, z czystej ciekawości, może podpłynąć.
Dno jeziora okazało się dość nudne. Było zarośnięte wodną roślinnością i czasem urozmaicone w jakichś większy kamień. Harry postanowił więc trzymać się samego dna, by w razie kłopotów od razu zauważyć zmianę w otoczeniu.
Fakt, że nie spotkał jeszcze żadnego żywego stworzenia wydawał mu się dość niepokojący, jednak na razie postanowił to zignorować, zwyczajnie napawając się chwilą. Przypuszczał że każda minuta spędzona w wodzie prowokowała jego ciało do ciągłego wzrostu. Odległości, które sobie wyznaczał, raz za razem pokonywał szybciej, przy okazji zużywając znacznie mniej energii, a elementy otoczenia, które kojarzył sprzed jakiegoś czasu wydawały mu się mniejsze. W czasie tych testów cały czas starał się jednak eksplorować coraz dalsze fragmenty jeziora, aż końcu jego zmysły zarejestrowały jakby aluzję żywego organizmu. Czując ekscytację pospieszył w kierunku z którego to poczuł, zaraz pozwalając by jego zmysły uderzyła gama nowych doznań.
Miał wrażenie że nagle znalazł się w samym środku zatłoczonego Hogwardzkiego korytarza. Wychwytywał niezliczone ilości wodnych żyjątek, od najbardziej niegroźnych i pospolitych, aż po królującego w tym jeziorze Krakena. Nie mogąc powstrzymać ciekawości podpłynął do niego, chcąc lepiej mu się „przyjrzeć”. Był większy niż sobie wyobrażał, majestatyczny i mimo przekonania większości uczniów wcale nie sprawiał wrażenia groźnego, raczej zrelaksowanego, lub wręcz flegmatycznego. Harry okrążył go z ciekawości kilka razy, raz nawet uderzając go łbem w mackę. Ten jednak jedynie poruszył nią leniwie, nie okazując choć odrobiny agresji.
Musiał opowiedzieć o tym Draconowi! Kiedyś miał okazję usłyszeć od Blaise’a, że jedenastoletni Malfoy był, hm… zaniepokojony gdy po raz pierwszy przepływali Czarne Jezioro. Zabini był przekonany, że jego kolega po prostu bał się Wielkiej Kałamarnicy.
Śmiejąc się w duchu „spojrzał” jeszcze raz na wielkie cielsko wodnego stworzenia i skierował się w stronę powrotną, tym razem nie robiąc żadnych przystanków, ani nie ograniczając własnej prędkości. Nie wiedział dokładnie ile pozostało mu jeszcze czasu, a wizja przemiany w lodowatym jeziorze, na dodatek nie wiadomo jak daleko od brzegu wcale mu nie odpowiadała.
Nie miał się jednak czego obawiać. Bezpieczne dopłynięcie do krańca jeziora nie zajęło mu aż tak wiele czasu. Gdy zaczął się wynurzać, świat powoli zaczął przybierać trochę więcej odcieni szarości, co było miłą odmianą przy głębokiej czerni, która otaczała go ostatnią chwilę. Gdy jego łeb pokazał się na powierzchni Draco, siedzący do tej pory przy brzegu jeziora poderwał się energicznie do pozycji stojącej.
– Harry! – krzyknął zaskoczony, cofając się i pozwalając by cielsko jego przyjaciela wypełzło na brzeg. – Twoje ciało jest ogromne, spokojnie możesz mierzyć teraz ze cztery jardy*!
Gryfon słysząc to odwrócił swój łeb do tyłu, unosząc go dość wysoko. Rzeczywiście, czarny zarys na tle szarawego podłoża był… pokaźnych rozmiarów.
– Ile czasssu mi zossstało? – zasyczał, zwracając spojrzenie na twarz przyjaciela, który niemal od razu rzucił szybkie tempus, by sprawdzić godzinę. 
– Około dziesięciu minut.
Harry skinął łbem, zwijając swoje cielsko blisko Dracona, który zaraz znów zajął pozycję siedzącą. Zachęcony tym Potter oparł się o udo chłopaka z przyjemnością rejestrując delikatne drgania ziemi, smagania wiatru i regularny puls blondyna. 
Tę chwilę relaksu przerwał mu jednak bolesny skurcz rozchodzący się po całym jego ciele. Zastygł w bezruchu, czekając na następne fale bólu, lecz doznania, które towarzyszyły mu przy przemianie w jego naturalną postać ewentualnie mógłby nazwać irytującymi. Przez kilka sekund czół po prostu mrowienie w kończynach, delikatny dyskomfort gdy na rzecz innych zmieniły się jego dominujące zmysły i lekkie swędzenie, gdy na ciele zaczęły mu wyrastać włosy. 
– To było… szybkie – mruknął cicho, doceniając iż w tak łatwy sposób przychodzi mu korzystanie z narządu mowy.
– Trwało tyle samo co pierwsza przemiana – odparł blondyn wstając i podając dłoń przyjacielowi, który nadal leżał na trawie w pozycji embrionalnej.
Harry chętnie przyjął pomoc Malfoya, zaraz odbierając od niego swoje ubrania, które założył na siebie w ekspresowym tempie. Pomijając fakt, że było mu zimno, nie chciał pozwalać blondynowi na oglądanie swojego nagiego ciała dłużej, niż było to konieczne.
– Wracajmy do zamku, marzę o gorącej kąpieli – powiedział Harry, pocierając dłońmi ramiona, niemal od razu czując rozchodzące się po jego ciele przyjemne ciepło. Spojrzał na blondyna, który właśnie chował różdżkę w swojej szacie i uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
– Nie wiem czy o tej godzinie dostaniesz się do łazienki prefektów, Potter – zaśmiał się chłopak.
– Wcale nie miałem na myśli… Draco! – żachnął się, pąsowiejąc jak piwonia.
– Oh nie, Potter – zaprzeczył teatralnie. – Nie martw się, nie przeszkadza mi to, że czujesz potrzebę pokazywania mi się nago. Jakoś jestem w stanie to zaakceptować.
– Wcale nie…!
– Peeewnie – przerwał mu, wywracając oczami z uśmiechem. – Chodź szybciej, gryfoński nudysto – dodał, klepiąc go delikatnie w plecy i maksymalnie przyspieszając kroku. Harry, chcąc nie chcąc musiał przyspieszyć, żeby dogonić Dracona.
Wcale mu się nie dziwił, że tak mu było spieszno, w końcu bitą godzinę siedział przy brzegu Czarnego Jeziora i czekał na niego. Harry uśmiechnął się pod nosem, przyglądając się plecom przyjaciela. Ten cholerny dupek miał jednak złote serce.
Przyspieszył kroku, zaraz zrównując się z Malfoyem i łapiąc jego dłoń pociągnął go biegiem w stronę zamku. Ślizgon najwyraźniej nie miał nic przeciwko, bo bez oporów dał się poprowadzić chłopakowi aż pod samo wejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Zatrzymali się dopiero przed wejściem starając się złapać oddech i wydusić hasło otwierające przejście. Zamek jednak zdecydowanie nie chciał zaakceptować Paskudnych Czyraków jęczanych niewyraźnie przez ciągłe próby złapania oddechu.
Draco oparł się jedną ręką o ramię przyjaciela, wcale nie przejmując się tym, że Potter może być równie, lub bardziej zmęczony od niego, odetchnął kilka razy głęboko i na jednym wydechu wypowiedział hasło, które w końcu otworzyło przejście.
W salonie nie było prawie nikogo, z resztą wcale ich to nie zdziwiło. Nikt o zdrowych zmysłach nie spędzałby wolnego od nauki przedpołudnia w lochach.
Udali się prosto do łazienki połączonej z sypialnią chłopców. Nie była ona tak dobrze wyposażona, jak ta przydzielona prefektom, jednak musiała wystarczyć. Z racji jej rozmieszczenia temperatura, która w niej panowała była magicznie podnoszona za każdym razem, gdy ktoś do niej wchodził, więc chłopcy mogli bez obaw pozbyć się nieco spoconych teraz oraz chłodnych szat. Draco, mimo jego wcześniejszych słów kompletnie zignorował nagie ciało Pottera, od razu kierując się w stronę pryszniców. Nakierował dwa z nich w jedną stronę, tak, by woda krzyżowała się niemal przy samej podłodze, po czym usiadł na niej, podciągając jedną nogę pod brodę i opierając się plecami o ścianę, pozwalając, by ciepła woda spływała po jego ramionach. Harry poszedł w jego ślady, zajmując miejsce tuż koło przyjaciela, tak by korzystać z największego strumienia. Przymknął oczy z lubością, odchylając głowę do tyłu i pozwalając by ciepłe krople obmywały jego twarz.
Długie chwile siedzieli tak w milczeniu, rozkoszując się tą sytuacją.
– Draco… – zamruczał Harry, zmieniając pozycję tak, by móc oprzeć policzek o wciąż podciągnięte kolano blondyna.
– Hm? – mruknął chłopak, którego głowa oparta była teraz o ścianę. Na jego twarz spadały samotne kropelki wody, które rozbryzgiwały się przy kontakcie z drugim strumieniem.
– Widziałem Wielką Kałamarnicę – odpowiedział, niemal od razu widząc jak blondyn otwiera jedno oko, przyglądając się przyjacielowi z uprzejmym zainteresowaniem. – Jest większa, niż myślałem i jednocześnie kompletnie flegmatyczna. Tak się zastanawiam, ile ma lat… 
– Ojciec mówił, że była w Jeziorze już za czasów jego lat nauki – odparł, wzruszając ramionami. 
– Może jest już stara… albo stary – mruknął podciągając lewą rękę i sunąc palcem po wewnętrznej stronie uda chłopaka, rysując kropelkami wody jakieś nieistotne kształty.
– Chyba jednak on – odparł chłopak, na powrót zamykając oko i opierając głowę o ścianę ze zrelaksowaną miną.
– Ciekawe czy była kiedyś pani Kałamarnica… – zastanowił się Potter, nie przerywając czynności.
– A co, zakochałeś się? – zażartował cicho blondyn, nawet nie siląc się na zgryźliwy ton. 
– Myślisz, że bylibyśmy ładną parą? Ja i pan Kałamarnica? – zaśmiał się Harry, delikatnie szczypiąc aksamitną skórę chłopaka.
– Oh tak, już wyobrażam sobie waszą noc poślubną – Draco spojrzał na chłopaka z jednoznacznym uśmiechem, czekając na reakcję chłopaka. Tak, jak się spodziewał, Harry potrzebował krótkiej chwili żeby połączyć fakty, ale nagle oblane soczystą czerwienią policzki chłopaka i jego zażenowana mina była warta czekania.
– Draco! Jesteś obrzydliwy! 
– Czy ja wiem…? – zaśmiał się blondyn przybliżając do przyjaciela. – Nigdy nie próbowałeś, więc nie wiesz jakie sztuczki ma w zanadrzu pan Kałamarniczka – zamruczał, poruszając brwiami sugestywnie.
– Naoglądałeś się za dużo pornosów – burknął chłopak, wciąż nie mogąc powstrzymać zażenowania.
– Ja? Przecież to ty masz ciągle brudne myśli – zaśmiał się blondyn. – Aż jestem ciekawy co takiego sobie wyobraziłeś, oj Harry, nieładnie…
– Niczego sobie…
– Oczywiiiście – blondyn pokiwał głową, uśmiechając się szeroko. – Myślisz, że spróbowałby użyć wszystkich macek na raz, czy każdej po kolei? A może ma jakąś swoją ulubioną, albo…
– Draco! – pisnął Harry zakrywając sobie uszy dłońmi. – Błagam, to będzie mi się śniło po nocach!
– Nie podejrzewałem cię o tego typu mokre sny, no, no…
– Nie o to mi chodziło, miałem na myśli koszmar!
– No peeewnie, Harry, nie ma się czego wstydzić – zaśmiał się blondyn, poklepując delikatnie głowę przyjaciela. – Uwierz mi, jestem w stanie zaakceptować twój fetysz kałamarnicami. Boję się tylko, co mogłoby się stać, gdyby na obiad podali owoce morza…
– Draco!
– Byłbyś świetnym dowodem na to, że są afrodyzjakiem i… – reszta zdania została stłumiona przez dłoń Harry’ego, który przytknął ją do ust blondyna.
– Dość, zaczynasz już przeginać – burknął Harry, patrząc na przyjaciela z obrażoną miną. Efekt nieco przyćmiewały wciąż widoczne na policzkach chłopaka rumieńce, jednak Draco postanowił już mu odpuścić. Podniósł ręce w geście kapitulacji i gdy tylko został wyswobodzony z pułapki Gryfona przeciągnął się i wstał z podłogi, zakręcając kurki.
– Wyjdźmy stąd w końcu, bo zamienimy się w dwie gąbki – zażartował Ślizgon, kierując się w stronę porzuconych przy drzwiach ubrań. Przez niemal sekundę się nad nimi zastanawiał, po czym zwyczajnie je zignorował i wyszedł z łazienki do sypialni chłopców. – Chodź, dam ci coś do ubrania – krzyknął jeszcze z sąsiedniego pomieszczenia.
Gdy Harry dotarł do pokoju, blondyn nadal był nagi, wyraźnie zajęty wyborem jakiegoś zestawu.
Gryfon uniósł jedną brew, jednak nic nie powiedział. Oparł się tylko o wieżyczkę jednego z łóżek i przyglądał się chłopakowi. Kompletnie nie rozumiał nad czym ten się zastanawia. Proces wyboru ubrania w jego przypadku trwał kilka sekund. Zwyczajnie brał z kufra cokolwiek i to cokolwiek na siebie wkładał.
Ślizgon nie wyglądał jednak, jakby takie wyjście mogłoby mu odpowiadać, więc Harry wywracając raz za razem oczami pozwolił mu odrzucić kilka wybranych przez siebie propozycji by w końcu, po niespełna dwudziestu minutach otrzymać od blondyna wyselekcjonowany zestaw ubrań, z, o Merlinie! świeżą parą bielizny.
Niewiele się nad tym zastanawiając założył na siebie czarne obcisłe spodnie i kaszmirowy sweter w kolorze ciemnego szmaragdu.
– Idealnie – skomentował blondyn, przyglądając się mu z uśmiechem. Potter tylko wzruszył ramionami lekceważąco, nie wiedząc o co chodziło blondynowi, który nie przejąwszy się mało entuzjastyczną reakcją Gryfona nałożył na siebie grafitowe spodnie i czarną koszulę ze zdobieniami przy kołnierzyku. – Zdaje się, że to już pora obiadu – zagaił chłopak, rzucając szybkie tempus. 
Rzeczywiście zbliżała się już pora posiłku, więc z zadowolonymi minami ruszyli w stronę Wielkiej Sali. 
– Luna! – krzyknął Harry, widząc blondwłosą dziewczynę. Nie mieli do tej pory okazji się spotkać, więc postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję. Krukonka odwróciła się w stronę źródła z którego pochodził dźwięk, od razu racząc chłopców swoim nieco nieprzytomnym, ale przyjaznym uśmiechem. 
– Harry, Draco – powiedziała, skłaniając przed nimi głowę w geście powitania. – Wyglądasz ślicznie – zwróciła się bezpośrednio bo bruneta, lustrując jego wygląd.
– A nie mówiłem? – powiedział blondyn, pusząc się z dumy.
– Ahm… dzięki – odparł nieco zmieszany Gryfon. Naprawdę nie rozumiał o co tej dwójce chodzi. Ubrania, jak ubrania. Chociaż… może po prostu rzeczy Dracona z zasady były lepsze. – Zjesz z nami obiad? – zaraz zagaił, otwierając przed dziewczyną drzwi.
– Chętnie – uśmiechnęła się wdzięcznie, dając się poprowadzić w stronę stołu Ślizgonów.
Kilkoro uczniów, siedzących przy sąsiadującym stole zwróciło swoje ciekawskie spojrzenia w stronę nowoprzybyłej trójki, lecz ograniczyli się tylko do szeptów między sobą.
Mimo cichych obaw Harry’ego na obiad nie podano owoców morza, a co się za tym wiąże, Draco nie miał żadnego pretekstu, żeby kontynuować swoje niewydarzone żarty.
– Tak myślę, że nie mieliśmy okazji porozmawiać od czasu Balu Bożonarodzeniowego… – zagaił Potter, chcąc przeprosić dziewczynę. 
– Nie szkodzi, Harry – uśmiechnęła się do niego. – Wiem, że jesteś zajęty.
– Niby tak, ale…
– Będziemy mieć mnóstwo wolnego czasu, żeby to nadrobić po Turnieju – przerwała mu spokojnie, zaraz zmieniając temat i mobilizując do rozmowy również Draco.
Był jej wdzięczny. Luna tak po prostu była bezinteresownie dobrą osobą i nie do końca potrafił się do tego przyzwyczaić. Ron i Hermiona nauczyli go, że inni zawsze będą czegoś od niego oczekiwać, że nie ma prawa mieć własnych tajemnic, własnego zdania na dany temat, własnego czasu, który chciałby spędzić w samotności, lub z kimś innym. Każdorazowa taka sytuacja kończyła się albo kłótnią, albo obrazą, z której to najczęściej on musiał wyciągać dłoń na zgodę.
Musiał przyznać, że taka odmiana była odświeżająca.
Po obiedzie spędzili jeszcze razem trochę czasu, rozmawiając o sytuacjach, które ich spotkały, ustalając jakieś luźne plany na później, plotkując trochę i w gruncie rzeczy spędzając miło czas.

Rozstali się dopiero po kolacji, gdy Krukonka pożegnała się z nimi uprzejmie informując, że woli przed snem skorzystać z łazienki zanim zapełni się ona innymi dziewczętami z jej roku.

__________

Około 4,4 stopni Celsjusza. 

** Około 3,5 metra.