21 maj 2018

IX

Przychodzę do was z dziewiątym rozdziałem. Mniej, więcej trzymam się terminu "comiesięcznego" , więc proszę nie krzyczeć <3.
Plus, słowem wyjaśnienia, nazwę tego eliksiru czyta się łatwiej, niż pisze!

Seya - O niee! Cedric kompletnie nie pasuje do mojego wspaniałego, gejowego świata. Powinien być wdzięczny, że w ogóle pojawił się w moim opowiadaniu. Sceny z Krumem będą! Co prawda, najbliższe rozdziały raczej będą skupiały się na głównych bohaterach, ale wszystko w swoim czasie. Hm, hm, obawiam się jednak, że na miłe chwile Harry będzie musiał poczekać :p.
Dziękuję Ci, kochana za wspieranie mnie i docenianie mojej pracy. Jesteś wspaniała!

Anonimowy - W takim razie, proszę bardzo. Zapraszam do lektury :)

__________


Znalezienie sposobu, umożliwiającego oddychanie pod wodą okazało się niesamowicie trudne. W pierwszej kolejności chłopcy postanowili poradzić się przyjaciół, w nadziei, że ci posiadają jakąś  wiedzę na ten temat. Nie spotkawszy się jednak z zadowalającą odpowiedzią, skierowali pytania w stronę nauczycieli, którzy wyraźnie wiedząc, na czym ma polegać drugie zadanie kategorycznie odmówili pomocy. Nawet profesor Moody, który zwykle wydawał się być skory do wspierania działań Pottera zachowywał dystans. Poza tym, Harry miał wrażenie, że mężczyzna wydaje się być jeszcze bardziej zdenerwowany niż zazwyczaj.
Ostatecznie postanowili skorzystać z biblioteki, w której utknęli na długie godziny, każdego dnia przeglądając wiele różnorakich ksiąg. Znaleźli kilka zaklęć, jednak opanowanie ich okazało się za trudne i zrezygnowali z planu wykorzystania ich. Ojciec Malfoya także nie wiele pomógł, wychodząc z założenia, że Harry jest z góry skazany na porażkę. Przesłał im jednak księgę, której przejrzenia Potter kategorycznie odmówił, unosząc się honorem.
Draco postanowił nie poruszać tego tematu, sam czując się nieco winny, za słowa swojego ojca. W końcu Lucjusz postrzegał Gryfona wyłącznie przez pryzmat opowieści, które słyszał z ust blondyna.
Dodatkowym problemem okazała się nauka oklumencji, której sekretu, mimo ciężkich prób nie potrafili poznać. Dzień za dniem spotykali się w opuszczonej sali lekcyjnej, ćwicząc obronę swojego umysłu, jednak praktyki zamiast efektów, przynosiły im tylko nowe fale frustracji. 
– Przecież to nie może być takie trudne… – warknął Draco, rozmasowując skronie i walcząc z narastającym bólem głowy.
Tego wieczora pozwolił Potterowi rzucić na siebie legilimens niezliczoną ilość razy, a jednak nie dostrzegał żadnej poprawy w swojej obronie. O ile mógł to nazywać obroną. Żadne z nich nie dostrzegło nawet najmniejszej wskazówki, która mogłaby im pomóc w rozwiązaniu problemu, powoli zaczynali tracić w siebie wiarę.
– Nie rozumiem tego… – westchnął Malfoy, wplatając palce w kosmyki swoich włosów. – Co niby robimy źle?
Harry pokręcił tylko głową. Oddałby wiele, gdyby odpowiedź pojawiła się w zasięgu jego wzroku.
– … sam wiesz co to znaczy Severusie! – zdesperowany szept Karkarow’a wdarł się do sali, opatrzonej zaklęciem wyciszającym, a chłopcy momentalnie odwrócili się w stronę drzwi, odruchowo celując różdżkami w intruzów, którzy na kilka sekund osłupieli.
Snape ściskał w pięści szatę Karkarow’a, tuż pod jego szyją, ten zaś wyraźnie wskazywał na swoje przedramię.
– Co-wy-tu-robicie? – wycedził Mistrz Eliksirów, który pierwszy odzyskał rezon i puścił dyrektora Durmstrangu. – I z jakiej racji celujecie w nas różdżkami? – warknął wściekle.
Na reakcję nie trzeba było czekać nawet sekundy. Uczniowie opuścili ręce, a Igor, naciągają rękaw szaty, warknął coś o dokończeniu rozmowy i wyszedł z sali, trzaskając drzwiami.
– Słucham? – przypomniał profesor, wyglądając tak, jakby poziom jego irytacji rósł z każdą sekundą.
Harry gryzł się w język, żeby nie odpowiedzieć znienawidzonemu nauczycielowi. Wiedział, że cokolwiek powie, zostanie to źle odebrane, a poza tym, miał po swojej stronie ulubieńca Severusa, który teraz, jak na złość uparcie milczał, wyraźnie nad czymś główkując.
– Draco… – warknął cicho pod nosem, szturchając przyjaciela w bok, który jakby podjąwszy decyzję, spojrzał hardo w oczy Nietoperza i odparł:
– Uczymy się oklumencji.
Mistrz Eliksirów był chyba w równie dużym szoku, co Harry. Potter nigdy nie przypuszczałby, że Malfoy będzie na tyle głupi, żeby zdradzić ich Snape’owi.
– Oklumencji? – powtórzył, jakby smakując to słowo. – Potter, to twój pomysł? – stalowe spojrzenie profesora przeniosło się na drugiego ucznia.
– Profesorze, jest pan mistrzem w tej dziedzinie – odezwał się Dracon, po czym odważnie uniósł zdecydowane spojrzenie na mężczyznę i dodał – i oboje wiemy dlaczego.
Spojrzenie, którym Snape potraktował Dracona miało w sobie bardzo wiele ze spojrzenia bazyliszka, jednak, ku zaskoczeniu obecnych blondyn nie odwrócił wzroku.
– Pan wie, kim on jest – odezwał się Draco, machnąwszy ręką w stronę Pottera – i On też wie – dodał, starając się zapanować nad drżeniem głosu. – Zbliża się coś złego i pan, profesorze też zdaje sobie z tego sprawę, prawda? – mruknął, wskazując brodą drzwi, za którymi zniknął Karkarow. – My musimy opanować oklumencję – powiedział, nawet na chwilę nie przerywając walki o dominację, ze wzrokiem Snape’a. 
Harry czuł się nieco zagubiony. Irytowała go obecność Nietoperza, przerywał im, panoszył się, odkrywał ich plany. Poza tym brunet nie rozumiał, dlaczego Ślizgon w ogóle prowadził tę rozmowę z Mistrzem Eliksirów. Co z tego, że Severus ponoć był dobrym oklumentą, przecież proszenie o go o pomoc byłoby tylko stratą czasu i zwyczajną głupotą. 
– Jutro w moim gabinecie, punkt dwudziesta. Dzisiaj i tak jesteście zbyt wykończeni – warknął w końcu mężczyzna, odwracając się na pięcie, wychodząc z sali trzasnął drzwiami.
– Co? – mruknął Harry, gdy minął pierwszy szok.
– Severus udzieli nam lekcji – wyjaśnił Draco, rozluźniwszy ramiona. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przez cały ten czas stał spięty jak struna.
– Nie rozumiem dlaczego miałby…
– Chcesz nauczyć się oklumencji, czy nie?
– Nie od Nietoperza!
– Na brodę Merlina, Potter! Ile czasu uczymy się tej sztuki? Bez żadnych efektów?
– To nie znaczy, że…
– On jest nauczycielem! Jego rolą jest na-u-cza-nie! Powinieneś być mu wdzięczny za to, że zgodził się zająć czymś, co nie należy do jego obowiązków.
– Ja?! Wdzięczny?!
– Tak, ty. I nie chcę ci przypominać, kto nalegał na naukę oklumencji.
– Tak, ale…
– Będę czekał na ciebie jutro pod gabinetem Snape’a – przerwał mu Draco, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Nie możemy sobie pozwolić na wybrzydzanie. Sami nigdy tego nie opanujemy, a skoro Severus zgodził się nam pomóc, ja nie mam zamiaru zaprzepaścić tej szansy. 


Następnego dnia, mimo wyraźnego niezadowolenia na twarzy i utrzymującego się od rana złego humoru, Harry, kilka minut przed dwudziestą zjawił się w umówionym miejscu. Jeśli Snape rzeczywiście chciał im pomóc, nie było sensu, żeby na wstępie denerwować go spóźnieniem. Malfoy najwyraźniej wyszedł z tego samego założenia, bo pojawił się chwilę później. Powitał Harry’ego z uśmiechem, nie szczędząc sobie komentarzy na temat miny przyjaciela, po czym zapukał do drzwi.
Odpowiedział im głos Mistrza Eliksirów nakazujący wejście do pomieszczenia. Znaleźli się więc w dość ponurej sali, która prócz standardowego biurka i wiecznie zastawionych różnorakimi fiolkami i słojami regałów ściennych, mieściła w sobie dwa wysłużone, ciemne krzesła, stojące na środku pomieszczenia.
– Siadajcie – nakazał im mężczyzna, opierając się biodrami o biurko. Splótł ręce na piersi, eksponując różdżkę, którą miał w dłoni, po czym przyjrzał się ze znużeniem dwójce czternastolatków. – Co wiecie o oklumencji? – spytał w końcu.
– To magiczna obrona umysłu – odpowiedział od razu Malfoy – ma na celu chronić czarodzieja przed atakiem legilimenty.
– W wielkim skrócie, tak – zgodził się mężczyzna. – Jakie są sposoby oklumencji?
– W księgach piszą o wizualizacji murów, dzikich zwierząt, obrońców…
– Ale? – przerwał mu Snape.
– Ale żadne z tych sposobów nie działa – odparł Draco.
Harry nie rozumiał jak blondyn potrafił prowadzić z Nietoperzem tak swobodną rozmowę.
– Oklumencja to zapomniana dziedzina magii. Lata temu, gdy była dostępna dla wielu czarodziejów stała się problematyczna przy nieoficjalnych przesłuchaniach i Ministerstwo kazało pozbyć się wszystkich poważnych ksiąg traktujących o niej. Zachowały się tylko te egzemplarze, które miast pomóc zgłębić wiedzę, skutecznie wprowadzały zamęt w informacjach zebranych przez adepta. Przypuszczam, że bazowałeś na którejś księdze Lucjusza? – Mruknął, a widząc potakujący ruch głowy, kontynuował – wnioskuję więc, że przesłał ci ją nie po to, żebyś się z niej uczył, lecz żeby dać ci pewnego rodzaju wskazówkę.
Mężczyzna westchnął, dokładnie dobierając słowa.
– Twój ojciec z pewnością wiedział, że prędzej czy później zwrócisz się o pomoc do mnie. To, że nastąpiło to później nie powinno dziwić, zważywszy w jakim towarzystwie się obracasz – mruknął kąśliwie, przenosząc na chwilę wzrok na Pottera.
– Pokażecie mi w takim razie, co potraficie. Potter, użyj legilimecji na Draconie – nakazał Snape, wymierzając w Gryfona różdżką
Harry niepewnie wyjął swój ostrokrzew, obróciwszy się w stronę przyjaciela. Wycelował w głowę Draco i wypowiedział zaklęcie:
Legilimens.
Wdarł się do umysłu Malfoya. Dzięki doświadczeniu w używaniu tej magii, mógł w miarę swobodnie przeszukiwać wspomnienia z najbliższych dni i najbardziej emocjonalne myśli chłopaka, jednak nie czół żadnego oporu ze strony przyjaciela. Wyraźnie też słyszał głos mistrza eliksirów, który nakazywał Draco skupić się na tym, co robi. 
Po chwili jednak mężczyzna polecił Potterowi cofnąć zaklęcie, co też chłopak zrobił, z ulgą opuszczając umysł Ślizgona.
– To było żałośnie bezradne – warknął Severus. – Nie chcę sobie nawet wyobrażać na jak złym poziomie jesteś ty, Potter. Oklumencja to nie dziecinna zabawa dla czwartoklasistów. Lata temu była uczona dopiero na poziomie owutemów, nie spodziewałem się więc wiele, ale poziom jaki sobą prezentujecie jest karygodny.
Chłopcy zerknęli na siebie, nie wiedząc czego się spodziewać.
– Oklumencja nie polega na wymyślaniu sobie zwierzątek, czy rycerzy w srebrnych zbrojach – podjął znów. – Macie nauczyć się oczyszczać umysł. Napastnik ma spotkać się z czystą kartą, pustką, nicością. Sęk w tym, żeby nie mógł nic odkryć, bo nawet najbardziej niepozorna myśl w rękach legilimenty, może doprowadzić go do waszego umysłu… Wy chcecie oprzeć się mocy Czarnego Pana? Po tym co mi zaprezentowaliście, polecałbym raczej podróż tysiące mil pod powierzchnię ziemi, choć i tam, przypuszczam nie bylibyście bezpieczni.
– Mamy jeszcze niecałe sześć miesięcy na naukę – odezwał się Harry, trochę bardziej opryskliwym tonem niż zamierzał.
– Świetnie panie Potter, proszę w takim razie odpuścić sobie lekcje i Turniej Trójmagiczny. Może wtedy sześć miesięcy bezustannej pracy przyniesie panu jakieś efekty – odparł z ironią Snape, mrożąc ucznia wzrokiem. – A teraz skup się, Potter. Legilimens!
Harry nawet nie wiedział kiedy Nietoperz wycelował w niego różdżkę. Atak profesora był bardziej agresywny od tego, do których przyzwyczaił go Draco. Umysł Harrego był jak otwarta księga. Mężczyzna bezproblemowo wdzierał się w najbardziej skrywane przez chłopaka wspomnienia, a próba walki z napastnikiem była nie tylko psychicznie, ale i fizycznie wykańczająca.
Gdy Snape cofnął zaklęcie, Harry dyszał ciężko, a jego zdrętwiałe ciało podtrzymywał Draco.
– Ckliwy i słaby – skomentował z pogardą Mistrz Eliksirów.
– Nie przygotowałem się… – zaczął Gryfon z wyrzutem.
– Czarny Pan nie da ci czasu, żebyś się przygotował – warknął mężczyzna. – Nie będziesz nawet wiedzieć, kiedy wedrze się do twojej głowy. Nie lekceważ zagrożenia Potter. Legilimens!
Ponowna próba wyrzucenia Snape’a z umysłu skończyła się fiaskiem. Głównym problemem była sama obecność Nietoperza. Wywoływała u niego falę uczuć - od nienawiści po zazdrość. Fakt, że atakował go zaraz po skutecznym wyprowadzeniu z równowagi także nie pomagał. Harry nie mógł się w żaden sposób skupić. Był wściekły na Snape’a, że z taką łatwością przychodziło mu obdzieranie go z sekretów, był zażenowany, że Draco musi go oglądać w takim stanie i był zrozpaczony, że nie potrafi stłumić w sobie uczuć. 
– Skup się Potter – usłyszał warknięcie profesora. Harry jednak reagował na to tylko większym zdenerwowaniem. 
– To nie będzie miało sensu, jeśli nie będziesz wykonywać moich poleceń – powiedział mężczyzna, gdy cofnął zaklęcie.
– To nie jest takie proste – burknął ze złością Potter.
– A czego się spodziewałeś? Że machniesz różdżką, jak przy „alohomora” i wszystko zrobi się samo?
– Oczywiście, że nie, ale…
Legilimens!
Harry zacisnął powieki, chcąc skupić się na obronie przed zaklęciem, jednak ku jego zaskoczeniu, nie on został zaatakowany. Spojrzał na twarz Dracona, którego szeroko otwarte, puste oczy wpatrywały się w Severusa bez wyrazu.
Fakt, Harry nie miał jeszcze okazji przyjrzeć się osobie, pod wpływem zaklęcia legilimens i właśnie zdał sobie sprawę, że wcale mu nie brakowało tego widoku.
Draco oddychał ciężko, wyglądając na spetryfikowanego, zaraz jednak jego gałki oczne zaczęły obracać się w różne strony a twarz wykrzywił paskudny grymas.
– Nie trać koncentracji – warknął profesor, wyswobadzając Ślizgona z zaklęcia. – Dwadzieścia minut! Tylko tyle czasu zajęło mi spenetrowanie waszych umysłów i w każdej chwili mógłbym użyć przeciwko wam wiedzy, którą zdobyłem – powiedział na pozór spokojnym głosem. – Mógłbym – powtórzył – ale nie ja jestem zagrożeniem. Jest nim Czarny Pan. Skup się na tym… Potter. Nienawiść do mnie w żaden sposób ci nie pomoże. Sam widzisz, że te uczucia tylko ci szkodzą – dodał beznamiętnie, po czym zwócił wzrok w stronę Ślizgona. – A ty…pozbądź się w końcu strachu – warknął – jesteś świadom własnych umiejętności, dlaczego więc nie wierzysz, że sześć miesięcy może być wystarczającym okresem, do opanowania oklumencji?
W ciszy jaka nastała, dało się słyszeć tylko głęboki, uspokajający oddech Severusa.
– Zostawiam was z tym. Jeśli uporacie się z własnymi emocjami, wrócimy do lekcji – warknął mężczyzna odwróciwszy się do nich plecami. 
Chłopcy dość niepewnie wstali z krzeseł i skierowali swoje kroki w stronę drzwi, jakby nie będąc pewnymi, czy nogi nie odmówią im posłuszeństwa.
– Potter i nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor, tylko przejrzyj księgę, którą pożyczył ci Lucjusz – mruknął jeszcze Snape, gdy chłopcy mijali drzwi dzielące gabinet profesora i korytarz. Gryfon słysząc to, odwrócił się w stronę mężczyzny, jednak widząc, że ten jednak nie zamierza kontynuować rozmowy, zrezygnował i zamknął za sobą wrota.


Harry obudził się dopiero koło południa. Sypialnia była pusta, więc postanowił jeszcze chwilę poleżeć w łóżku i posłuchać ciszy. Śniadanie z pewnością dawno się skończyło, więc nie widział sensu, żeby spieszyć się ze wstawaniem. 
Przyglądając się czerwonemu baldachimowi nad swoim łóżkiem, pozwolił myślom swobodnie dryfować.
Zaraz jednak jego głowę nawiedziły wczorajsze wspomnienia.
„nie ja jestem zagrożeniem (…). Nienawiść do mnie w żaden sposób ci nie pomoże. (…) te uczucia tylko ci szkodzą”.
Do tej pory nie mógł uwierzyć, że te słowa wypowiedział Severus Snape. Coś podobnego, na temat profesora eliksirów mógłby usłyszeć od Dumbledore’a… ale przecież, ci dwaj różnili się od siebie pod niemal każdym względem.
Przede wszystkim Snape był okrutnym Nietoperzem, znęcającym się nad uczniami.
Z jego ust nigdy nie miała wypłynąć żadna racjonalna rada, nigdy nie miał sugerować, iż tak długo pielęgnowane przez Gryfona uczucia są co najmniej toksyczne…
– Kurwa! – krzyknął w przestrzeń, nie mogąc zrozumieć jak, w ciągu kilku pieprzonych miesięcy cały jego świat wywraca się do góry nogami.
Odrzucił zamaszyście kołdrę, zrzucając ją na podłogę i poszedł pod prysznic. Zimna woda nieco go uspokoiła i ukoiła nerwy. Postanowił oddać pałeczkę losowi i pozwolić, by sprawy rozwijały się własnym rytmem.
Musiał tylko jakoś zacząć. Postanowił więc, że idealne do tego będzie skorzystanie z rady Nietoperza. Skoro mężczyzna miał czelność wtargnąć nawet do wspomnień, dotyczących zawstydzającego listu od ojca Malfoya, Harry postanowił sprawdzić, czy Snape się nie mylił i czy rzeczywiście, w księdze znajdzie coś użytecznego.
Jeśli nie, chociaż jedna sprawa zostanie rozwiązana - będzie wiedział, że nadal nie powinien ufać Nietoperzowi.


Jak się okazało, Draco również nie spał tej nocy spokojnie. Harry zastał chłopaka w salonie, gdzie pół przytomny wysłuchiwał jakichś głupot, wychodzących z ust Crabbe’a i Goyle’a. Na widok przyjaciela, w jego oczach pojawił się wyraz wielkiej ulgi i nadzieja, na ratunek.
– Hej chłopaki – powitał ich brunet, opierając dłonie na ich wielkich barkach – pozwolicie, że porwę wam Draco? Mam do niego ważną sprawę – uśmiechnął się do niemal bezrozumnych twarzy, które odwróciły się w jego stronę.
Blondyn, nie oczekując nawet odpowiedzi, wstał z kanapy i szybkim krokiem podszedł do Pottera, porywając go w stronę dormitorium.
– Półgłówki – burknął, opadając ciężko na swoje łóżko. – Nie mam siły się z nimi dzisiaj użerać…
– Wyobrażam sobie – uśmiechnął się brunet.
– Więc? Po co przyszedłeś? – spytał rzeczowo Dracon, sięgając po swój kufer.
– Widzę, że wiesz – mruknął Harry, nieco kąśliwie.
Blondyn tylko skinął nieznacznie głową i zaraz wyciągnął z kufra maleńki pakunek. Magicznie przywrócił mu naturalne rozmiary i wręczył Harry’emu księgę, opatrzoną czarnym papierem.
Gryfon odwinął tomiszcze nie posiadające żadnego tytułu i szybkim ruchem przekartkował je. Strony były wypełnione małymi ilustracjami, spisami ingrediencji i długimi przepisami.
– Księga z eliksirami? – mruknął, marszcząc brwi.
Draco odebrał mu tomiszcze i otworzył na pierwszej lepszej stronie. Zdążył przeczytać może z kilka słów, zanim karty pokryły się bielą.
– Zakazanymi eliksirami – przytaknął, od razu kojarząc tę księgę.
– Masz na myśli cz…
– Oh tak, Potter. Dyrektorzy szkół, prasa, a dzięki niej cały czarodziejski świat, tylko czekają aż słynny Złoty Chłopiec zostanie przyłapany na używaniu czarnej magii w Turnieju Trójmagicznym. Śledztwo byłoby pyszne, zwłaszcza, że pierwsze skojarzenia padłyby właśnie na moją rodzinę. Rusz głową bliznowaty.
– Mm… masz rację.
– Ważenia eliksirów można zakazać przez ich wysoką szkodliwość, albo niehumanitarne pozyskiwanie składników… jest wiele możliwości. Jedną z nich, zgadza się, jest jej czarnomagiczne powiązanie, ale mój ojciec nie jest idiotą, wyobraź sobie…
– Wiem, Draco, przepraszam – miał zamiar zacząć się kajać, jednak widząc że blondyn kartkuje księgę, wyraźnie czegoś szukając, zamilkł.
Już po chwili, w palcach Ślizgona pojawiła się cieniutka, srebrna tasiemka, ukryta między pustymi stronami. Pociągnął ją delikatnie, pozwalając, by mniej więcej w 3/4 księgi, kartki odgięły się delikatnie. Malfoy wsunął palec w szczelinę i otworzył zaznaczoną stronę, której treść, ku jego oczekiwaniom nie zniknęła, zostawszy tak zaczarowana, żeby dało się ją odczytać.
Karta nie zawierała wielu ilustracji, a sam przepis był dość krótki. Problem stanowiły składniki, które zajmowały większość strony i spisane były w dwóch kolumnach. 
Mutogardsormis? – mruknął Harry, nie będąc pewnym, czy dobrze wymawia nazwę eliksiru.
– Pozwala na pozyskanie fizycznych cech i atutów mitycznego stworzenia Midgardsorm’a - oceanicznego węża – przeczytał Draco, przesuwając delikatnie palcem po stronicy.
– Węża? – powtórzył Harry, marszcząc brwi.
– Później poszukamy czegoś na ten temat – mruknął Draco – spójrz lepiej na przepis. Przyrządzenie tego eliksiru zajmie przynajmniej miesiąc…
– Nie mówiąc o pozyskaniu składników – dodał Harry, przesuwając wzrokiem po liście ingrediencji. – Nie słyszałem o połowie tych rzeczy.
– Większość jest do dostania na nokturnie – mruknął blondyn, po chwili studiowania tekstu. – Problem stanowi płat z wilczego serca i krew dziewicy… Pomijając fantazję autora, to w ciągu pięciu dni przed dodaniem do eliksiru tych składników, mają zostać pozyskane, świerzo – powiedział Draco, spodziewając się raczej burzliwej reakcji ze strony przyjaciela. Harry jednak nie odpowiedział, przeczytał raz jeszcze tekst stronicy, który mówił o tym, że te dwa składniki winny być podane pod sam koniec procesu warzenia. 
Wynikało z tego, że miał ponad miesiąc na pozyskanie tych problematycznych komponentów.
Był zdecydowany, by uwarzyć miksturę. Nie miał czasu, ani nawet możliwości, by wybrzydzać. Do tej pory nie znaleźli z Draconem innego sposobu, który pozwoliłby uporać się z drugim zadaniem, więc nie wierzył też, że uda się jeszcze go znaleźć. Nie podobał mu się ten eliksir, ale… jaki miał wybór? Dać się utopić w Czarnym Jeziorze? I wierzyć, że przy odrobinie szczęścia jego truchło nie zostanie rozszarpane przez Krakena…? Może nawet urządziliby mu ładny pogrzeb…
– Wilk nie będzie problemem. Mnóstwo z nich mieszka w Zakazanym Lesie – odezwał się po chwili.
– Harry, ty wiesz, że będziesz musiał podjąć ostateczne kroki, żeby zdobyć serce? – mruknął Draco, uważnie dobierając słowa.
– Wiem – odparł cicho, wpatrując się w pustkę. Nie myślał o tym. Głowę zaprzątały mu ważniejsze rzeczy - miejsce, czas, sposób uwarzenia eliksiru.
Przepis był dość prosty choć zawierał wiele etapów i dobrze byłoby zająć się nim od razu. Z tekstu wynikało, że przygotowany, praktycznie nie tracił swojej daty ważności.
– Ok, Harry? – mruknął blondyn, przyglądając się twarzy przyjaciela.
Nie czuł żadnego dyskomfortu wywołanego decyzją chłopaka. Raczej był zdziwiony spokojem, z jakim Gryfon przyjął warunki uwarzenia mikstury. Blondyn zdawał sobie sprawę z tego, że bliznowaty nie jest już tym samym chłopcem, jakiego poznał prawie 4 lata temu, jednakże ciągle miał dziwne wrażenie, że jego przyjaciel pod wpływem… najmniejszego impulsu zrezygnuje ze wszystkiego co razem osiągnęli i ucieknie do starych, bezpiecznych czasów, kiedy jego największym zmartwieniem był właśnie Draco Malfoy, a on sam był gwiazdą szkoły, na językach niemal wszystkich dziewcząt.
Zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, że Gryfon wcale nie jest taką osobą. Był półgłówkiem i owszem, ale przyjaźń stanowiła dla niego świętą wartość. Nie pozwoliłby sobie zachować się jak Weasley. 
– Zastanawia mnie… jak mielibyśmy dostać się na Nokturn w środku roku szkolnego – mruknął z przekąsem Harry.
– Nie ma potrzeby tam jechać. – Wzruszył ramionami Draco. – Wystarczy list. Od lat zaopatruję się u Mulpeppera.
– Masz na myśli „Aptekę pana Mulpeppera”? – upewnił się Harry, unosząc jedną brew.
– Mhm. Stary Mulpepper ma jedną na Pokątnej, z której zamawiam, hm… regularne składniki i jedną na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, gdzie zaopatruję się w… całą resztę.
– To brzmi dobrze – skinął głową Harry. – Jak myślisz, ile rzeczy można byłoby u niego dostać? – spytał, podsuwając blondynowi księgę.
– Większość – mruknął po chwili. – Nikt nie sprzedaje liści południowej paproci, bo za szybko się psują, ale możemy kupić nasiona i sami ją wychodować, podobnie jest z płatkami osetóżek… – blondyn przesunął palcem po tekście – o skrzydła muchy tasmańskiej musiałbym spytać ojca, bo szczerze mówiąc, nie wiem gdzie byłyby dostępne… To niesamowicie drogi towar i bardzo rzadki. Ach, i oczywiście krew i serce.
– Mhm… – przytaknął Harry. – Weźmy się za to od razu, dobrze? Do Mulpeppera wyślijmy Hedwigę, a do twojego ojca Horusa. Listy z pewnością dotrą szybciej, niż gdybyśmy wysyłali szkolne sowy.
Draco bez żadnych sprzeciwów, od razu spełnił prośbę przyjaciela. Pierwszy kawałek pergaminu zapełnił szyfrowanym listem do swojego ojca, prosząc go o pomoc i dziękując za pożyczenie księgi. Drugi list zaś, napisał tradycyjnym językiem, składając standardowe zamówienie do dwóch aptek. Podpisał się nieznanym Harry’emu nazwiskiem, a spytany o powód, wyjaśnił rzeczowo, że dba o bezpieczeństwo swojego rodu. 
Potter odebrał od przyjaciela listy, chcąc od razu odwiedzić sowiarnię. W połowie drogi, jego myśli zaczęły krążyć wokół profesora eliksirów. Nieco go to drażniło, ale rzeczywiście rada Snape’a okazała się pomocna. Mężczyzna musiał dokładnie znać księgę, która była teraz w posiadaniu Gryfona. Skoro rozpoznał ją tylko przez mgliste wspomnienie w głowie chłopaka, musiał wiedzieć jaki eliksir proponował im Lucjusz. Harry doszedł do wniosku, że mógłby to wykorzystać i poprosić nauczyciela o użyczenie sali i kociołka do ważenia mikstury.
Byłoby to z pewnością mądrzejsze i bezpieczniejsze, od pomysłu, na jaki wpadli z Hermioną w drugiej klasie, a tak kontrowersyjny eliksir byłby bezpieczniejszy pod opieką Mistrza Eliksirów.
Problem stanowiła decyzja mężczyzny, nie miał żadnego obowiązku by godzić się na warunki Harry’ego, ale… to on przecież mówił, że Gryfon nie powinien traktował go jak wroga, prawda?
Teraz miał okazję sprawdzić te słowa w praktyce.