5 lis 2019

XVII

Aga - dziękuję Ci za miłe słowa <3. Cieszę się że spodobał ci się mój pomysł na drugie zdanie :D Musimy się chyba pogodzić z tym, że Harry raczej nie doszedłby tak daleko bez wsparcia Draco i reszty ślizgonów. Oczywiście że Draco będzie zły :D Harry w końcu raczył tknąć idealne ciało naszego adonisa, haha <3 Dziękuję ci za komentarz i zapraszam na rozdział 17 <3.

__________

XVII

Jeśli Harry choć przez chwilę miał nadzieję, że myśl o zbliżającej się imprezie poprawi jego przyjacielowi humor, grubo się mylił. Blondyn przy każdej nadarzającej się okazji wbijał mu mentalne szpile, jednocześnie uświadamiając, że potraktowanie jego malfoyowskiej osoby jak, nie przymierzając, worek treningowy było jednym z gorszych decyzji Złotego Chłopca. 
Potter w ciągu kilku ostatnich godzin zdążył przeprosić Ślizgona kilkanaście, bądź kilkadziesiąt razy i mimo wyrzutów sumienia, gdzieś w środku zaczynała go już irytować ta nieugięta postawa chłopaka. W pewnym momencie zaczął nawet żałować, że zgodził się na imprezę organizowaną przez Weasleyów i że towarzyszyć miał mu ten naburmuszony paniczyk. 
Który właśnie, nieświadomy myśli Pottera, przeglądał swoją garderobę w poszukiwaniu odpowiedniego odzienia.
Harry zdążył się już przyzwyczaić do tego, że Malfoy dbał o swój wygląd bardziej, niż większość poznanych przez Pottera dziewcząt. Był pewien, że gdyby tylko zaistniała taka możliwość, Dracon zmieniałby strój do każdego posiłku, spotkania towarzyskiego, lub innej  okazji…
Na szczęście etap eliminacji chylił się już ku końcowi, gdyż chłopak przyglądał się właśnie krytycznym wzrokiem prostej grafitowej szacie i znacznie bardziej ekstrawaganckiej, w kolorze stali. W ostateczności wybrał jednak pierwszą opcję, uznawszy, że osoby, w których towarzystwie spędzi wieczór i tak nie będą w stanie docenić kunsztu jego kreacji. 
Harry wzruszył tylko ramionami, siedząc na łóżku blondyna i przyglądając mu się ze znudzeniem. Sam kompletnie nie doceniał żadnej z horrendalnie drogich szat Malfoya, więc był w stanie zrozumieć podejście większości mieszkańców domu Lwa i przyznać Ślizgonowi rację. 
Ze znudzeniem obserwował, jak blondyn z wdziękiem zaczął zdejmować z siebie szaty, które do tej pory miał na sobie. Widok pół nagiego ciała przyjaciela nie zrobiłby na Harry’m żadnego wrażenia, gdyby nie widok wielkiego krwiaka, który zajmował sporą część boku i brzucha Ślizgona. 
Potter miał dość mglistą wiedzę na temat magomedycznych specyfików i zaklęć leczących, które mogłyby być w zasięgu pani Pomfrey, lecz natychmiast zdał sobie sprawę z tego, w jak paskudnym stanie musiało być ciało Malfoya przed interwencją pielęgniarki.
Poderwał się z łóżka i trawiony świeżą falą wyrzutów sumienia podszedł do blondyna.
– Nie wiedziałem, że… – szepnął, delikatnie dotykając miejsca, w którym kończyły się żebra blondyna. 
– Potter, z chwili na chwilę twój poziom niewiedzy zaskakuje mnie coraz bardziej – warknął chłopak, nie cofając się jednak przed dotykiem przyjaciela.
– Draco, cholera… przepraszam – mruknął, zagryzając dolną wargę i skupiając wzrok na szpecącym ciało chłopaka, sińcu.
– Wiem, mówiłeś to już dzisiaj – wywrócił oczami, po czym starając się zignorować przyjaciela, rozpiął swoje spodnie, pozwalając im opaść swobodne na podłogę. 
– Bardzo cię boli…?
– A chcesz poczuć jak? – warknął blondyn, w końcu odsuwając się od bruneta na krok. Zacisnął jedną dłoń w pięść, jednocześnie chcąc pogrozić przyjacielowi i zapewne odreagować w ten sposób stres. 
– Jeśli choć trochę by ci ulżyło – odparł szczerze Gryfon, na chwilę odbierając swojemu rozmówcy mowę. 
Draco mógł z pełnym przekonaniem stwierdzić, że znał Złotego Chłopca, Zakałę Ludzkości i Gwiazdę Czarodziejskiego Świata niemal na wskroś, jednak… osobowość Pottera czasem tak bardzo go zaskakiwała, że zaczynał wątpić, czy ich relacje nie były wytworem jego wyobraźni. Do czasu, aż w kręgu jego najbliższych nie pojawił się Potter, nigdy nie pomyślałby, że będzie mógł liczyć na taką otwartość, rozbrajającą szczerość, kompletą naiwność i bycie po prostu cholernie dobrym przyjacielem od któregokolwiek z otaczających go kolegów.
– Potter, ty kretynie… – westchnął w końcu, czując jak część złości i frustracji, które nie odstępowały go odkąd wydostał się z Czarnego Jeziora, nieco zelżały. – Wystarczyłoby, żebyś nauczył się używać swojego mózgu i zaczął analizować swoje świetne plany przed ich realizacją. Dopiero potem będziemy mogli porozmawiać o skutkach twoich decyzji, w porządku? – Chłopak wypowiedział to zdanie kompletnie beznamiętnie, jednak gdzieś w środku czuł… to dziwne, miłe uczucie, które towarzyszyło mu tylko przy tym skretyniałym Gryfonie.
Harry spuścił pokornie głowę, obwiniając się teraz o całe zło wszechświata, jednak Malfoy nie miał zamiaru mu przerywać. Według blondyna, brunet zasłużył sobie na o wiele więcej.
Po dłuższej chwili, którą spędzili w milczeniu, Ślizgon był już gotowy do wyjścia. Rozpoczęli  więc wędrówkę w kierunku wieży Gryffindoru. Salon znajdował się na siódmym piętrze zamku, więc naturalnie, dotarcie do wyznaczonego miejsca kosztowało ich trochę czasu i wysiłku. Draco, wykorzystując swoją naturalną umiejętność przekrzywiania rzeczywistości w taki sposób, by to on był największą ofiarą wszechświata, już w połowie drogi zaczął narzekać na ból, który doskwierał mu przy pokonywaniu każdego następnego kroku. Dotarłszy więc do korytarza, w którym wisiał obraz Grubej Damy był w zauważalnie markotnym nastroju.
Nigdy nie pytał o dokładne położenie salonu Gryffindoru, więc nie wiedział jaki dystans dzielił go od wyznaczonego celu. Był jednak pewien, że jeśli zaraz nie dotrą na miejsce, zmusi Pottera, by dalszą drogę niósł go na swoich plecach.
Taka konieczność jednak nie zaszła. Już po kilku krokach brunet zatrzymał się przed pokaźnych rozmiarów dziełem, zwanym w szkole Obrazem Grubej Damy. Rozpoznanie go nie stanowiło żadnego problemu. Płótno, na tyle duże, by zmieścił się za nim dorosły człowiek, przedstawiające pulchną, bladolicą kobietę w różowej, jedwabnej sukni było aż nazbyt oczywiste dla każdego człowieka, który choć raz słyszał o słynnej Grubej Damie. 
– Hasło – widząc Harry’ego, namalowana kobieta zwróciła się w jego stronę z zadowolonym uśmiechem. 
– Jedwabne nici – wyraźnie wyrecytował w odpowiedzi, jednak, ku jego zaskoczeniu, obraz ani drgnął. Harry uniósł wzrok ku twarzy Grubej Damy, która wyglądała teraz na bardzo zmieszaną i trochę złą.
– Nie mogę wpuścić do salonu ucznia z innego domu! – Powiedziała surowo, zanim Harry zdążył choć wyartykułować pytanie.
– Znamy hasło, a Draco jest moim gościem. Nie powinno być problemu – odparł Harry, zaplatając ręce na piersi.
Gruba Dama spojrzała na niego z niepewną miną, wyraźnie wahając się przed podjęciem decyzji.
– Jedwabne nici. – Powtórzył Harry z naciskiem. 
– Ah… niech wam będzie – mruknęła w końcu, machnąwszy ręką i odsłoniła znajdującą się za jej obrazem dziurę w portrecie. 
Draco przyglądał się tej scenie z boku. Przejście do ich salonu znajdowało się w ścianie i nie było chronione przez nic, co mogłoby mieć tak problematyczną osobowość. Nie generowało więc żadnych problemów, o ile uczeń chcący przejść do salonu Slytherinu posługiwał się nienaganną dykcją i wypowiadał hasło wystarczająco wyraźnie i dokładnie. 
Ta sytuacja utwierdziła Malfoya w przekonaniu, że Salazar Slytherin musiał być, w przeciwieństwie do innych założycieli, bardzo praktycznym i konkretnym człowiekiem.
Gdy przejście zostało odblokowane, blondyn bez słowa podążył za Potterem, przekraczając próg salonu Gryffindoru. Gdy tylko pojawili się w zasięgu wzroku Gryfonów, zostali niemal ogłuszeni krzykami blisko kilkudziesięciu osób, skandujących nazwisko Złotego Chłopca. Zostali zasypani wielokolorowym, mieniącym się konfetti, które w kontakcie z jakimkolwiek ciałem stałym rozświetlało pomieszczenie delikatnym, migoczącym światłem. Ktoś złapał ich za ręce, zaciągając w głąb pomieszczenia i zaraz poczęstował ich kremowym piwem.
– Już myśleliśmy… 
– Że się nie doczekamy! – przez ogólny gwar przebiły się głosy dwóch wysokich, rudowłosych chłopaków, którzy właśnie przeciskali się w ich stronę, dzierżąc w każdej ręce  po szklaneczce z jakąś cieczą.
– Odstawcie ten napój dla dzieci…
– Dzisiaj należy się wam coś porządniejszego – powiedzieli, wręczając im naczynka wypełnione, jak się zaraz okazało, ognistą whiskey. 
Draco bez słowa skorzystał z propozycji, pociągając duży łyk napoju. Przebywanie w towarzystwie tak wielu gryfonów na trzeźwo, wydało mu się teraz planem niemożliwym do wykokania. 
– I to się nazywa postawa! – ucieszył się George, zaraz wtórując chłopakowi.
Blondyn przymknął powieki, wywracając oczami. Upił jeszcze jeden porządny łyk alkoholu i postanowił, że nie podda się tej atmosferze kompletnego skretynienia. 
Czując w sobie siłę tego postanowienia, otworzył oczy i rozejrzał z ciekawością po salonie.
Na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że to kompletnie odbiega od jego wyobrażeń salonu, stworzonego przez słynnego Godryka Gryffindora. Wszystkie rzeczy wyglądały na mocno zużyte i nadgryzione zębem czasu. Dominujące na ścianach, meblach i dekoracjach czerwień i złoto były mocno sprane, starte i gdzieniegdzie, zakurzone. Nogi stołów i foteli były obkopane i z pewnością straciły swój dawny kształt, ale po dogłębniejszych oględzinach Draco był w stanie wyobrazić sobie jak bogato inkrustowane mogły one być i jak pięknie mógł wyglądać salon za czasów jego świetności. Nie był to styl, który odpowiadał blondynowi, jednak potrafił on docenić historię   i przede wszystkim wartość antyków.
– I jak? – Harry zauważywszy oceniający wzrok swojego przyjaciela, był ciekaw jego opinii. 
– Mogłoby być lepiej – chłopak odparł krótko, wzruszywszy ramionami i skierował swoje kroki w stronę wypatrzonego przed chwilą fotela, który, na pierwszy rzut oka, wyglądał na całkiem wygodny.
Fotel okazał się nie być wyłącznie jego celem. Zaraz po tym, jak na nim spoczął, przed oczami ukazał mu się, przypuszczalnie szóstoroczny, Gryfon. 
– Miałem zamiar tu usiąść – warknął, bombardując blondyna wściekłym spojrzeniem.
– I co w związku z tym? – Ślizgon uniósł jedną brew, popijając łyk alkoholu ze swojej szklaneczki.
– To, że zachowasz się jak na gościa tego domu przystało i ustąpisz mi miejsca – odparł chłopak. – Uwierz mi, będzie lepiej, jeśli zrobisz to dobrowolnie.
Draco zlustrował swojego rozmówcę od stóp do głów. Ciemnoskóry chłopak, ogolony na łyso, szata dość mocno opinała się na rozbudowanych mięśniach. Widać było, że nadrabia swoje umiejętności magiczne, lub ich brak, brutalną siłą. 
Blondyn uniósł wzrok na twarz Gryfona i w milczeniu wywrócił lekceważąco oczami. Wiedział, że w walce wręcz nie miałby szans, ale też nie zamierzał pozwolić, żeby sprawy obróciły się na jego niekorzyść. Widząc, że agresor nie przyjął z pokorą jego odpowiedzi, lecz, pominąwszy próbę magicznego pojedynku, już zamierza się na niego z łapskami, blondyn jednym ruchem ręki dobył swojej różdżki i przyłożył ją do gardła ciemnoskórego. 
Harry, od pewnego czasu, kątem oka obserwujący tę scenę, momentalnie porzucił bliźniaków, z którymi prowadził rozmowę na temat tworzonego przez nich nowego eliksiru i pospieszył w stronę uczniów. 
– Mierz swoje czyny na zamiary – wysyczał przez zęby blondyn, wbijając w szyję wyższego od siebie chłopaka, różdżkę.
– Draco! – żachnął się Harry, doskakując do chłopców. 
– Potter. – Odparł beznamiętnie blondyn, nie odrywając nawet wzroku od swojego ciemiężyciela.
– Co wy wyprawiacie?
– Stosownie reaguję na groźby, kierowane w moją stronę – wzruszył ramionami, zwracając w  końcu wzrok w stronę swojego przyjaciela.
Coraz więcej uczniów zaczęło przyglądać się tej scenie, szepcząc między sobą konspiracyjnie. Draco wywnioskował z ich słów, że ów szóstoroczny jest już znany z podobnych sytuacji. 
– Naprawdę nie możecie choć jeden dzień wytrzymać bez zwad i kłótni? – warknęła osoba, która do tej pory siedziała z tyłu, na schodkach prowadzących do dormitorium dziewcząt, a którą większość osób od razu rozpoznała po głosie. – Dzisiaj cieszymy się zwycięstwem Harry’ego. Pozabijać możecie się jutro – dodała, wstając ze swojego miejsca. Widząc, że blondyn chowa różdżkę, a starszy od niej Gryfon cofa się na bezpieczną odległość, uniosła kremowe piwo, które trzymała w dłoni, zlustrowała wszystkich surowym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się ciepło do Pottera i wzniosła toast. – Za Harry’ego! 
Większość zgodnie poszła w jej ślady, wykrzyknąwszy nazwisko ich bohatera, unosząc trunki do ust. Harry spojrzał w jej stronę i upił łyk swojego alkoholu na jej cześć, po czym przepchnął się w stronę schodów, na których siedziała. 
– Jesteś najlepsza, Hermiono – powiedział, przysiadając się do niej. 
– Bardzo skuteczna – dodał Dracon, dla którego fotel stracił już na swej atrakcyjności i postanowił z niego zrezygnować na rzecz towarzystwa ludzi, z którymi mógł w miarę swobodnie porozmawiać. 
– Nie ma za co – odparła, uśmiechając się do nich.
– Jak się czujesz? Nie mieliśmy nawet dzisiaj okazji porozmawiać…
– Cóż… nadal jestem zaskoczona tym, że to właśnie mnie Krum musiał uratować z Czarnego Jeziora – odparła szczerze. – Mogę zrozumieć zakładniczkę, przydzieloną Fleur, bo ponoć była to jej siostra, Cho… z tego co słyszałam łączą ją romantyczne relacje z Cedrikiem – powiedziała, ignorując niezadowolony pomruk Harry’ego – nawet ciebie, Draco… chociaż, między nami, Ron dąsa się w dormitorium, twierdząc, że odebrałeś mu tę rolę – powiedziała wywracając oczami. – Ale dlaczego Krumowi wybrano akurat mnie…? Jasne, zaprosił mnie na bal, ale powodem nie była nasza relacja, a to, że byłam jedną z niewielu dziewcząt, które mu się nie narzucały… Późniejszymi dniami rozmawialiśmy, ale… przecież zauważyłabym, gdyby Krum traktował mnie inaczej, niż zwykłą koleżankę… 
– Może warto byłoby z nim o tym porozmawiać? – zaproponował Harry.
– Wydaje się dość bezpośrednim człowiekiem – pociągnął temat Malfoy. – Poza tym, nie znamy jego sytuacji życiowej, może się okazać, że po prostu nie miał nikogo bliskiego i wasze powierzchowne relacje wydały się organizatorom wystarczające, by wykorzystać cię w roli zakładniczki. 
– Chociaż, jeśli wybór ciebie był oparty o jego prawdziwe uczucia, a nie przypuszczenia organizatorów, może to być dobrym pretekstem do rozmowy. Moim zdaniem jest gruboskórny i istnieje możliwość, że ta sytuacja najzwyczajniej w świecie ułatwi mu zrobienie pierwszego kroku. 
– Może macie rację… – westchnęła, upiwszy łyk piwa kremowego. 
– Hermiono, przyniosę ci coś mocniejszego… – zaproponował Harry i nie czekając nawet na aprobatę, albo ewentualne protesty koleżanki pośpieszył w stronę stołów, na których ustawione były trunki.
– Weasley naprawdę siedzi w dormitorium i wypłakuje łzy żalu w samotności? – Draco zwrócił się w stronę dziewczyny, zajmując miejsce na schodach, które zwolnił Potter. 
– Nie powiedziałabym że wypłakuje łzy w samotności, ale…
– Z tego co widzę, wszyscy Gryfoni z naszego roku są tutaj, więc…
– No dobrze – przerwała mu. – Nie wypłakuje łez, ale… na pewno ma do ciebie i Harry’ego pretensje.
– Bezpodstawnie – wzruszył ramionami blondyn, przyglądając się jak jego przyjaciel wraca z butelką ognistej i pustą szklaneczką.
– Spróbuj go zrozumieć, przyjaźnił się z Harry'm tyle lat, a potem pojawiłeś się ty, osoba, którą uważał za największego wroga i, hm…
– Zająłem jego miejsce? – podpowiedział jej chłopak, wyciągając w stronę rozlewającego trunek Pottera, swoje naczynie. 
– Tak – przyznała, odkładając butelkę po piwie i zapijając słodki smak ognistą.
– Ron jest sam sobie winien – mruknął Harry, siadając stopień niżej i opierając się plecami o kamienną ścianę.
– Oh, żebyście mnie nie zrozumieli źle, nie winię ciebie, Draco – przerwała sobie, by upić kolejny łyk alkoholu – chociaż personalnie mam do ciebie żal i pretensje o wiele rzeczy, które zrobiłeś. 
– I vice versa – wzruszył lekceważąco ramionami. 
– Zrozumiałam jednak, że czy mi się to podoba, czy nie, jesteś częścią życia Harry’ego i jeśli nie chcę go stracić, tak jak ten głupek – mruknęła, kciukiem wskazując wieżyczkę, w której znajdowało się dormitorium chłopców – muszę schować swoje przekonania i uprzedzenia w kieszeń. – Dziewczyna pociągnęła następny, spory łyk napoju, skrzywiła się, przełknąwszy go i wyciągnęła w stronę blondyna dłoń. – Nie toczmy niepotrzebnych wojen. – Powiedziała, zwracając wzrok prosto w szarobłękitne oczy.
Ślizgon w pierwszej chwili spojrzał na wyciągniętą w swoją stronę dłoń, analizując całą wypowiedź dziewczyny, obecną, oraz inne sytuacje, w końcu kalkulując bilans strat i zysków, by  wreszcie przyjąć jej propozycję zgody i uścisnąć dłoń Granger.
– Niech to będzie początek naszej intelektualnej współpracy. – Powiedział, odwzajemniając jej spojrzenie. – Nie myśl sobie, że jestem ślepy. Pomijając moje uprzedzenia do twojego statusu krwi, jestem świadom tego, jaką wiedzę posiadasz i jak prężnie ją rozwijasz… Hermiono – wypowiadając ostatnie słowo, schylił minimalnie głowę, kłaniając się jej z szacunkiem.
Harry przyglądał się tej scenie w milczeniu, sącząc whiskey. Nie wiedział jaką rolę w całej tej sytuacji odegrał alkohol, ale nie miał zamiaru narzekać. Jeśli chociaż przez kilka następnych dni nie będzie musiał przejmować się ewentualnymi waśniami tej dwójki, może się okazać, że zorganizowana przez bliźniaków impreza będzie jednym z ich najlepszych pomysłów. 
Spokojna zabawa nie trwała wcale długo. Bliźniacy, chcąc rozbudzić towarzystwo, postanowili przetestować kilka swoich nowych wynalazków. Większość z nich była bardzo głośna, kolorowa i zabawna, kilka okazało się niewypałem, w niektórych przypadkach trzeba było szybko interweniować, żeby ograniczyć liczbę ofiar do minimum, jednak ostatecznie rozrywka, którą zapewniali Weasley’owie, w połączeniu z trunkami, których, jak się okazało, mieli wystarczające ilości, by nienawykłych do alkoholu uczniów doprowadzić do stanu… nietrzeźwości, wywindowały tę zabawę do najlepszej, jaką obecni mieli okazję przeżyć, a przynajmniej, większość osób tak właśnie twierdziła.
Ogólny gwar przyciągnął w końcu ostatniego gryfona, który ten wieczór spędzał samotnie w dormitorium. Był nim Ron Weasley, który z dość niepewną miną pojawił się na schodach, prowadzących do dormitorium chłopców. Ze swojego miejsca miał dobry widok na większość Salonu, więc mógł swobodnie rozeznać się w sytuacji. 
Impreza przybrała klasyczny bieg. Powstały małe grupki mieszczące się koło stołu zastawionego alkoholem i przekąskami, przed kominkiem przy którym stały gryfońskie fotele, teraz zajmowane przez bardziej zmęczonych uczniów, koło okien, które teraz były otwarte na oścież i wpuszczały do środka pomieszczenia miły chłód oraz na środku salonu, gdzie kilkoro uczniów właśnie siedziało w okręgu. Jedna osoba trzymała w ręku pustą butelkę i wyraźnie tłumaczyła coś reszcie. Ron rozpoznał w niej Hermionę, więc postanowił przyłączyć się do zabawy. 
– … więc kiedy dzióbek butelki wskaże drugą osobę musi ona wybrać, czy osoba kręcąca ma zadać jej pytanie, czy wyzwanie – tłumaczyła powoli, starając się z całych sił, by jej słowa były jak najbardziej wyraźne. Kosztowało ją to wiele wysiłku, ale miny słuchaczy utwierdzały ją w przekonaniu, że te cierpienia nie idą do końca na marne.
– W co gracie? – zagaił Ron, podchodząc do grupki siedzącej w okręgu i skupiając na sobie wzrok większości uczestników, do tej pory śmiertelnie skupionych na słowach Hermiony. – Mogę się przyłączyć?
– Roniaczek! – wykrzyknął uradowany George, zajmujący miejsce koło Granger.
– Postanowiłeś, hik, jednak zaszczycić nas swoją obecnością! – zawtórował mu, siedzący zaraz koło niego Fred. 
– Siadaj, siadaj – zachęcił go pierwszy z bliźniaków, robiąc mu miejsce miedzy sobą a dziewczyną. – To mugolska zabawa, nazywa się grą w butelkę. Zrozumiesz zasady w trakcie – dodał, klepiąc podłogę koło siebie. 
Rudzielec, zachęcony postawą braci okrążył uczniów i usiadł we wskazanym miejscu. Rozejrzał się z ciekawością po twarzach osób, z którymi zaraz będzie bawić się w tę nową grę i dopiero wtedy zobaczył, mniej więcej na przeciw siebie - jego. 
Siedział koło Harry’ego, kompletnie ignorując obecność innych osób. Rozmawiał cicho z brunetem, tak, jakby mieli jakieś prywatne tajemnice. Weasley był pewien, że blondyn robił to specjalnie i że bezczelnie go prowokował, na pewno właśnie się z niego naśmiewał i obrażał jego rodzinę.
– Dzisiaj bez dram! – zawołał głośno George, zauważając w którym kierunku zwrócił wzrok jego młodszy brat. – Dzisiaj topory wojenne zakopujemy!
– Peace and love – zaśmiał się Fred, sięgając przez swojego bliźniaka i klepiąc Rona po plecach. – Dean, stoisz tak blisko stołu! Podaj coś mocnego Roniaczkowi! – zawołał, machając do młodszego kolegi. 
– Musi się ewidentnie rozluźnić! – zawtórował mu pierwszy bliźniak.
Cała ta scena przyciągnęła uwagę większości osób, które oczywiście świadome wiecznych wojen toczonych przez Rona i Draco wstrzymywała oddech, oczekując jakiejś zapierającej dech sceny. Niektórzy spodziewali się wręcz rozlewu krwi, ale nagła uwaga, skupiona na jego osobie, skutecznie speszyła Weasleya. Zarumienił się aż po same uszy, a widząc, że Malfoy wyjątkowo dziś nie jest do niego wrogo nastawiony, zwyczajnie go ignorując, postanowił przełknąć swoją dumę i otrzymawszy od Deana niemal pełną szklankę whiskey, upił z niej spory łyk i spojrzał na Hermionę. 
– Możemy zacząć? 
Wszyscy obecni niemal odetchnęli z ulgą i jak gdyby nigdy nic, powrócili do swoich poprzednich zajęć. Dean dłuższą chwilę dość głośno chwalił się, że polał Ronowi tak dużą ilość alkoholu, żeby na pewno ułatwić chłopakowi rozładowanie emocji, ale większość uczniów zwyczajnie go zignorowała. Poziom upojenia alkoholowego rozmówców na pewno przekraczał jakiekolwiek dopuszczalne hogwardzkie normy.
Gra z początku szła dość opornie, bo mimo tego, że zasady były dość przejrzyste i łatwe do zapamiętania, niektórym bardziej opornym uczestnikom trzeba je było co kolejkę ponownie tłumaczyć. Po jakimś czasie zaczęła jednak iść płynniej i bardziej odważnie. Z pytania, na pytanie i zadania, na zadanie gra stawała się coraz bardziej pikantna, a dudniący w głowie alkohol tylko to ułatwiał. 
*
Ginny z zadowoloną miną wróciła do okręgu po wykonaniu zadania i zakręciła butelką z uwagą się jej przyglądając. W pełnym skupieniu, w myślach powtarzała imię jednej, konkretnej osoby. Jej modły zostały najwyraźniej wysłuchane, gdyż dzióbek naczynia ewidentnie zatrzymał się przed Harry’m.
– Pytanie czy zadanie? – spytała w ślad za swoimi poprzednikami.
– Pytanie – wybrał Harry, czując ekscytację na myśl o rozpoczęciu czynnego udziału w grze.
– W takim razie Harry, powiedz… czy jest ktoś, kto ci się podoba? – spytała, uśmiechając się, według niej, kokieteryjnie. 
Butelka została przez nich zaklęta tak, by w przypadku wykrycia kłamstwa świecić się na czerwono. Dla Ginny to był idealny moment, by w końcu poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Harry zaś, usłyszawszy pytanie, w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Nie spodziewał się usłyszeć z ust dziewczyny pytania o coś tak osobistego. Nie było jednak sensu przeciągać, więc zgodnie z prawdą odparł:
– Tak, jest.
Oczy wszystkich graczy momentalnie zostały zwrócone w jego stronę. 
– Haaarry! Odkryj rąbka tajemnicy! – zawołał od razu George.
– Kim jest ta szczęściara?! – zawtórował mu od razu Fred.
– Będziecie mieć okazję zadać pytania, gdy padnie wasza kolej – zainterweniowała od razu Hermiona, domyślając się, że temat Cho może być dla Harry’ego krępujący.
Chłopak uśmiechnął się w jej stronę z wdzięcznością i zakręcił butelką, która po chwili zatrzymała się przed Ronem.
– Pytanie czy zadanie? – wyrecytował formułkę, zastanawiając się, czy rudowłosy chłopak w ogóle będzie chciał wziąć udział w zabawie z nim.
– Zadanie – ten odparł jednak spokojnie, odważnie patrząc gryfonowi w oczy.
– Zadanie… – zastanowił się przez chwilę. Ilość alkoholu, którą w siebie wlał wcale nie pomagała mu w myśleniu, a pierwsze pomysły, które wpadły mu do głowy były raczej paskudne i nikomu, prócz Draco raczej by się nie spodobały. – Ron, wypij na raz cały alkohol, który został ci w szklance. W porównaniu do nas, jesteś zdecydowanie za mało pijany – zdecydował Harry, uśmiechając się szeroko. Był szczerze dumny ze swojego pomysłu. Ognista, jak wskazywała sama jej nazwa, potrafiła niemiłosiernie palić w gardło i nikt o zdrowych zmysłach nigdy nie piłby jej duszkiem. Harry przypuszczał, że właśnie zmuszał byłego przyjaciela do wielkich cierpień.
Rudowłosy jednak, odważnie podjął się wyzwania. Podniósł naczynie w geście toastu, patrząc prosto w oczy bruneta i zaczął pić przy akompaniamencie dopingu graczy, którzy najwyraźniej czerpali z cierpień Rona tak dużą przyjemność, jak i sam pomysłodawca. 
Już w połowie Weasley wyglądał jakby cierpiał katusze, zaś przy samym końcu był tak blady, że spokojnie mógłby zostać pomylony z duchem. Ginny i Hermiona nie wyglądały na tak uradowane jak reszta towarzystwa, wyraźnie martwiąc się o chłopaka. Przyglądały mu się uważnie, z pewnością szukając jakichś niespodziewanych, niepokojących objawów zatrucia alkoholowego.
Gdy szklaneczka została opróżniona, Ron chwiejnym ruchem położył ją na podłogę przed sobą, spuszczając głowę i wgapiając się w nią przez chwilę. 
– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – spytała jego siostra z niepokojem, a cała grupka graczy ucichła, oczekując reakcji chłopaka. 
Ku ich radości, Weasley w końcu wyciągnął do przodu swoją rękę i w zwycięskim geście pokazał całej reszcie kciuk uniesiony ku górze. Uczestnicy na ten widok zgodnie wykrzyknęli z radością, wiwatując na cześć dumnego teraz jak paw, lecz nadal mocno bladego Rona. 
*
– Draco, za łatwo prześlizgujesz się przez wszystkie zadania – powiedział Harry, gdy butelka, którą zakręcił wskazała jego przyjaciela. W głębi duszy wszyscy uczestnicy zgadzali się z Harry'm, jednak żadne z nich nie miało na tyle odwagi, czy pewności siebie, żeby przekroczyć pewną granicę bezpiecznej uprzejmości w stosunku do Malfoya. Ograniczali się  więc do bardzo prostych i nieszkodliwych poleceń.
– Skoro tak twierdzisz. – Chłopak wzruszył ramionami.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jest łagodniej traktowany od reszty uczestników. Specjalnie za każdym razem, gdy butelka wskazywała jego osobę eliminował możliwość zadania sobie pytania, wolał nie ryzykować zdradzenia jakiegoś rodzinnego sekretu, lub równie ważnej informacji. Żądania uczniów były jednak bardzo zdystansowane, kulturalne i wręcz… nudne. Widać było, że Gryfoni trzymają do niego dystans. 
– Tak więc wybieraj, pytanie czy zadanie? – chłopak wyszczerzył się w jego stronę z zadowoloną miną, jakby już miał w głowie jakiś plan. 
– Zadanie – odparł od razu. Nie bał się, że Potter zada mu jakieś niekorzystne pytanie, po prostu był ciekaw pomysłu, który wywoływał na twarzy gryfona tak szeroki uśmiech. 
– W takim razie Draco… – uśmiech Gryfona, o ile to możliwe, poszerzył się jeszcze bardziej. – Pocałuj osobę, która według ciebie jest w tym gronie najbardziej pociągająca. 
Blondyn, w pierwszej chwili miał nadzieję że się przesłyszał i że jego skretyniały przyjaciel wcale nie wypowiedział tych słów. W następnej, gdy był już pewny, że niestety, z jego słuchem wszystko jest w porządku walczył ze sobą, żeby nie potraktować Pottera cruciatusem. W ostatniej zaś chwili, zerknął dyskretnie na miny graczy, które były teraz… dość typowe. 
Dziewczęta mimowolnie spąsowiały, nagle udając że wcale nie patrzą w jego stronę, chłopcy wyglądali na dość zaskoczonych i rozbawionych, Ron zaś ograniczył się do nieuprzejmego grymasu na twarzy. 
– Żartujesz sobie, prawda? – mruknął, mając nadzieję, że chłopak jakoś wyratuje go z tej sytuacji. 
– Nie możemy zmieniać poleceń, gra na to nie pozwala – odparł brunet radośnie, wzruszając ramionami.
Czyli kaplica. Draco szybko przeanalizował zdanie, które usłyszał od przyjaciela, po czym rozejrzał się pobieżnie po członkach gry. Niektórzy byli bardziej, niektórzy mniej atrakcyjni, ale żadnego z nich nie znał na tyle dobrze, żeby móc określić go mianem pociągającego. W swoim kryterium był dość wybredny. Osoba którą mógłby się zainteresować nie mogła być tylko ładna. Równie ważna była dla niego osobowość, inteligencja, charyzma, umiejętności interpersonalne, status społeczny i wiele innych. To już na starcie dyskwalifikowało większość uczestników zabawy. Nie mógł pominąć również uczuć osoby całowanej. Oczywiście, wszyscy byli cholernie pijani i to, co działo się dzisiaj w salonie Gryffindoru powinno pozostać w nim na wieczność. Nie mógł jednak wykluczyć możliwości zaistnienia jakichś niekorzystnych plotek, a w późniejszym etapie niepotrzebnego rozgłosu, w końcu nazwisko Malfoy było dość znane w magicznym świecie. Poza tym osoba, którą mógłby wybrać miała pełne prawo przeciwstawić się takiej decyzji, a na to nie mógł sobie pozwolić. Był zbyt dumny, żeby móc dopuścić do takiej sytuacji. Biorąc to wszystko pod uwagę, wybór najbardziej pociągającej osoby, wydał mu się dość oczywisty.
Westchnął ciężko, godząc się ze swoim losem i na klęczkach przesunął się w stronę Pottera który, najprawdopodobniej nieświadomy tego, co się zaraz wydarzy, wcale nie oponował. Draco wyciągnął w jego stronę dłonie, które położył na obu policzkach chłopaka, upewniając się, że mu już nie ucieknie, po czym zbliżył się do niego i złożył na jego ustach wcale nie krótki pocałunek. Cały ten czas wpatrywał się w oczy przyjaciela, przyglądając się całym miriadom emocji, które po kolei się w nich pojawiały. Nie ukrywał, czuł sporą satysfakcję, że doprowadził Gryfona do takiego stanu. Przez myśl przeszło mu nawet, że mógł właśnie skraść przyjacielowi pierwszy pocałunek. Wiedział, że Potter miał bez liku wielbicielek, jednak był na tyle ślepy i niepewny siebie, że sam nigdy nie wykonałby pierwszego kroku. 
Gdy w końcu blondyn uznał, że magia nałożona na butelkę uzna zadanie za zaliczone, odsunął się delikatnie od chłopaka. Ich usta rozłączyły się z charakterystycznym „mokrym” dźwiękiem, sprawiając, że policzki Harry’ego pokrył pąs w kolorze dojrzałej piwonii. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem, rozbawiony reakcją chłopaka, po czym przybrał swoją obojętną maskę i wrócił na swoje poprzednie miejsce, domykając na powrót okrąg. 
Draco z wyższością przyjrzał się minom graczy, którzy właśnie wgapiali się w niego i jego głupiego przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Większość dziewcząt była równie zarumieniona co sam Złoty Chłopiec, Hermiona miała… blisko nieokreśloną minę, ale zdecydowanie nie wyglądała na niezadowoloną, czy zniesmaczoną, Ron, cóż… Ron wyglądał jakby jeszcze nie do końca dotarło do niego co takiego się stało, bliźniacy chichotali cicho, patrząc na siebie i poruszając brwiami w sugestywny sposób, Ginny zaś… jej mina zdecydowanie odbierała jej urody. 
– Proponuję… – po dłuższej chwili milczenia, głos w końcu zabrała Hermiona. – Proponuję iść już spać, wszyscy są na pewno zmęczeni…
Część osób niepewnie pokiwała głowami i bez słowa zaczęła się zbierać do dormitoriów. W ślad za nimi ruszyła reszta niedobitków znajdujących się w Salonie. Harry zaś trwał w jakimś dziwnym transie, spowodowanym potężnym szokiem, bo najprawdopodobniej nie dotarły do niego słowa dziewczyny. 
Malfoy postanowił coś na to zaradzić. Gdy salon trochę się przerzedził, podniósł ze stołu jakiś wyjątkowo ciężki podręcznik, porzucony zapewne przez jakiegoś ucznia, podszedł do Pottera, po czym zdzielił go z całej siły w głowę. 
– Kurwa, Draco! – krzyknął, momentalnie zrywając się z podłogi. 
Zaczął rozcierać rosnącego guza, patrząc na przyjaciela ze złością.
– Wybacz, ale wyglądałeś jakbyś dostał udaru – chłopak wywrócił oczami. – Rozumiem, że pewnie marzyłeś o moim pocałunku od ostatnich trzech lat, ale nie wyobrażaj sobie za dużo. Cała ta sytuacja to tylko i wyłącznie twoja wina, Potter i radzę ci nie dramatyzować – powiedział poważnie chłopak. – Poza tym, powinieneś zacząć używać balsamu do ust.
Potter spojrzał na twarz blondyna, analizując właśnie usłyszany komentarz, po czym, jakby kompletnie ignorując cały początek, zaplótł ręce na piersi, obruszając się teatralnie. 
– Uwierz mi, nie byłem przygotowany na…
– To nie dobrze, powinieneś być gotów w każdej chwili dnia i nocy, Potter – zawyrokował Malfoy. – W końcu nigdy nie wiadomo kiedy jakaś niewiasta zdobędzie się na odwagę i zaatakuje Złotego Chłopca. Z resztą, patrząc po minach niektórych Gryfonek, nie zdziwiłbym się, gdyby w najbliższych dniach stały się bardziej zmobilizowane.
– Co masz na myśli? 
– Potter… pozwól mi wierzyć, że tylko udajesz tak ślepego kretyna… – westchnął Draco, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jesteś pieprzoną ikoną czarodziejskiego świata, większość tych dziewcząt dała by sobie rękę uciąć za twój pocałunek, nie mówiąc już o zostaniu twoją partnerką. Zwłaszcza teraz, kiedy twoja sława przeżywa swój ponowny rozkwit. Nie Potter, nie krzyw się, taka jest prawda. Gdy twoje nazwisko wypadło z Czary Ognia, większość tych kretynek, które idąc w ślad za hogwardzką modą uprzykrzały ci życie, po kryjomu wzdychały do ciebie i zastanawiały się jakby to było mieć cię na własność. Jesteś biletem do sławy, popularności i władzy. Wystarczająco inteligentna kobieta potrafiłaby cię owinąć wokół własnego palca i wykorzystać twoje nazwisko do każdego celu i uważam, że nie byłoby to zbyt trudne wyzwanie. Wiesz dlaczego? – Draco uśmiechnął się krzywo do przyjaciela, który wyraźnie nie miał zamiaru mu przerywać. – Bo jesteś ślepym kretynem z kompletnie zerową inteligencją interpersonalną.
– Draco… bredzisz – mruknął Harry, chociaż w jego głosie brak było przekonania.
– Sam się o tym, prędzej czy później przekonasz – wzruszył ramionami. – Chyba, że będziesz grzecznym Gryfonem i zaufasz mi w razie jakiejś podejrzanej sytuacji – uśmiechnął się krzywo, klepiąc bruneta po ramieniu. – Harry… wierzę, że kiedyś w parze ze swoim dobrym sercem zaczniesz korzystać również z inteligencji – mruknął Draco, łagodniejąc. – Jestem przekonany, że zauważyłeś jak się zmieniłeś w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
– Mam bardziej wrażenie, że to wszyscy w okół to zauważają… 
– Skoro tak… możesz to potraktować jako dowód. Zmiana otoczenia dobrze na ciebie działa. 
– Co masz na myśli?
– W skrócie? To, że nie poddajesz się kretynizmowi Weasley’a. Miał na ciebie zły wpływ i jak widzisz, nie jest to tylko moje zdanie. 
– Nie demonizujmy go, Ron… jest po prostu uparty. 
– Jeśli chcesz w to wierzyć… – wzruszył ramionami Draco, kończąc tę dyskusję. 
Wyciągnął swoją różdżkę, natychmiast sprawdzając godzinę.
– Ale co ważniejsze, jest prawie czwarta nad ranem, powrót do mojego dormitorium…
– Nie żartuj sobie. To chyba oczywiste, że będziesz spać tutaj – Harry zmarszczył brwi, patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem.
– Nie? Nie do końca? Nie ustalaliśmy takich szczegółów…
– Na rany Merlina, Draco. – Westchnął Harry, po czym złapał jego dłoń, ciągnąc go w stronę schodów.

Pokonanie tej przeszkody zajęło im trochę czasu, bo gdy stanie w jednym miejscu i prowadzenie rozmowy, wydawało im się całkiem proste i intuicyjne, to pokonanie wszystkich, krętych stopni, prowadzących do dormitorium chłopców okazało się nie lada wyzwaniem. Harry zaproponował, żeby poszli od razu spać, jednak widząc minę przyjaciela szybko zrezygnował ze swojego pomysłu. Na szczęście łazienka okazała się pusta, więc w spokoju mogli poświęcić długie minuty na walkę ze swoimi szatami, w końcu jednak efektywnie się ich pozbywając. Prysznic zajął im zaskakująco krótką chwilę. Wykonali tylko powierzchowne czynności i czując, że ich sen wcale nie będzie spokojny i błogi, położyli się łóżka, zaciągając czerwono-złote kotary. 

22 sie 2019

XVI


Unknown - Dziękuję za miłe słowa <3. Harry nie może być zbyt inteligenty, bo straciłby swój urok kretyna, a poza tym Draco nie wypadałby przy nim na tak inteligentnego, hahaha.
Mam wielką nadzieję że nowy rozdział również Ci się spodoba. Z niecierpliwością czekam na twoją reakcję <3.

Aga - Zgadzam się z tobą. W relacji Harry'ego i Draco bardzo podoba mi się to, że oboje mają swoje tajemnice, jednak są w stanie je zaakceptować. Weźmy chociażby ich rodziny, żadne z nich tak naprawdę nie ma pojęcia jak żyją poza Hogwartem i mimo, oczywistej ciekawości, nie jest to temat spędzający im sen z powiek. Co do eliksiru, coż, grunt, że działa, prawda :D? Hahaha
Dziękuję Ci za życzenia i zapraszam do rozdziału <3.

__________

XVI

Harry miał wrażenie, że z dnia na dzień doba stawała się coraz krótsza. Dni wypełnione nauką, przeszukiwanie wraz z Hermioną biblioteki, wieczorne testowanie eliksiru i nocne odrabianie zadań domowych odbierały mu cenne godziny, które mógłby poświęcić na sen. 
Martwiła go też nieobecność Snape'a. Na zajęciach nie powiedzieli im niczego konkretnego na temat absencji Mistrza Eliksirów, a wolne godziny przejął profesor Moody, organizując im dodatkowe lekcje Obrony. Po szkole krążyły plotki o tym, że Dumbledore stara się znaleźć dodatkowego nauczyciela Eliksirów, lecz większość uczniów podchodziła do tematu dość sceptycznie. 
Widok zmęczonego i podenerwowanego Harry’ego nikogo nie dziwił. W świetle ostatnich tygodni można było powiedzieć, że w jego zachowaniu nie następowały żadne zmiany. Draco mógł pilnować by Gryfon jadł posiłki w odpowiednich porcjach i czasie, nie był jednak w stanie kontrolować go przez całą dobę.
Zachowanie Pottera niesamowicie go irytowało. Mimo to, Ślizgon starał się być wyrozumiały, nieraz przymknąwszy oczy na marudzenie i wybuchy złości. W gorszych chwilach blondyn pozwalał sobie na odreagowanie, planując zemstę na przyjacielu, która uświadomiłaby Gryfona jak wszyscy w jego otoczeniu czuli się przez te humorki.

***

Gdy pewnego dnia Malfoy przyłapał Harry’ego na spaniu podczas lekcji, wcale nie był zaskoczony.
Chociaż… „przyłapał” nie było odpowiednim słowem.
Nieprzytomny Gryfon, do tej pory podpierający głowę na ręce zgiętej w łokciu, uderzywszy czołem o blat biurka narobił takiego hałasu, że zwrócił na siebie uwagę całej klasy i oczywiście,  nauczyciela. Na lekcjach Obrony zwykle był bardzo aktywny i wręcz chłonął każde, wypowiedziane przez Alastora słowo, musiał więc być naprawdę zmęczony, że pozwolił sobie na chwilę nieuwagi. 
– Potter, cieszę się, że teorie Oswalda Groźnego są dla ciebie tak niedorzeczne że musisz to manifestować autoagresją, ale proponowałbym jednak się od tego powstrzymywać. Za dwa dni pojawi się tu zatrzęsienie dziennikarzy, a jeden z uczestników Turnieju Trójmagicznego nie może prezentować się, hm… gorzej – zwrócił mu uwagę profesor, podchodząc do niego. Widząc jednak, że uczeń nie do końca jeszcze oprzytomniał, zrzucił na jego ławkę tak ciężkie tomiszcze, że wywołanym hukiem prawdopodobnie zbudziłby nieboszczyka w grobie. – Na następne zajęcia opiszesz mi te właśnie teorie. Dodasz do nich również przykłady sytuacji, w których można byłoby je wykorzystać. Uzasadnisz też, dlaczego w dzisiejszych czasach spotkałyby się z… – Alastor zamilknął na chwilę, jakby zastanowiwszy się jakich słów użyć – nietolerancją wśród społeczeństwa. 
Chłopak skinął głową, informując profesora, że zrozumiał polecenie. Spojrzawszy jednak na miny odwróconych w swoją stronę uczniów, zrozumiał, że nie będzie to łatwe i przyjemne zadanie.

*

– Harry, zdajesz sobie sprawę z tego, jak skrajnie nieodpowiedzialne jest twoje zachowanie? Pozwalasz sobie na sen podczas zajęć? – Gdy tylko, po skończonej lekcji wyszli z sali, zaatakowała go rozgniewana Hermiona. – Ciesz się, że skończyło się na dodatkowym zadaniu domowym… słyszałam, że Moody ma paskudne nawyki na szlabanach. 
– Ekhm – chrząknął Draco. – Muszę się wyjątkowo zgodzić z Granger… Moody to kanalia, wykorzystująca zaklęcia do karania uczniów. Ponoć tłumaczy to "dawną szkołą", cokolwiek to znaczy – dodał gestykulując i wywracając oczami z niezadowoloną miną. – Miałeś duże szczęście.
– Przesadzacie – burknął Harry, zakładając ręce na piersi.
– Tak? Skoro nam nie wierzysz, spytaj Colina Creevey o jego ostatni szlaban – odparła Gryfonka, odrzucając włosy za ramię.
– Czemu? Co takiego mu zrobił? – Harry, widząc pewność siebie wręcz bijąca z postawy dziewczyny, mimowolnie zwątpił w swoją rację. 
– Nie znam szczegółów, Colin wydukał tylko kilka słów. Z tego co zrozumiałam Moody lewitował go głową w dół z wierzy astronomicznej.
– Co?! Naprawdę? – Harry spojrzał na nią w szoku. – A Dumbledore? 
– Ponoć z nim rozmawiał… ale sam widzisz, jaki Drops na problem ze znalezieniem nauczyciela na zastępstwo. Nie może sobie pozwolić na stratę kolejnego. Moody wie, że tak na prawdę w tej sytuacji to on ma władzę – wtrącił się Draco, na co niechętnie przytaknęła mu Gryfonka.
W czasie rozmowy dotarli do biblioteki, w której ostatnimi dniami Harry spędzał z Granger całe godziny.
– Chcesz nam pomóc, Draco? – zagaił Gryfon, zanim blondyn choć zdążył pomyśleć o tym, by rozstać się z dwójką uczniów. Hermiona spojrzała na bruneta z mieszanką zaskoczenia i złości, co momentalnie spowodowało, że Ślizgon podjął decyzję.
– W czym? – spytał jednak beznamiętnie, dla niepoznaki udając kompletny brak zainteresowania.
– Szukamy jakichś informacji na temat praktyk i wierzeń czarownic z dawnych czasów.
Hermiona w pierwszej chwili wykonała taki ruch, jakby chciała kopnąć przyjaciela w piszczel, jednak w obecnej sytuacji, gdy była kompletnie odkryta przed blondynem, uznała, że równie dobrze może zwrócić chłopakowi uwagę słownie.
– Harry...! – zaczęła ze złością, jednak niemal natychmiast przerwał jej Malfoy. 
– W porządku. I tak mam wolne popołudnie. 
– Świetnie! – odparł od razu Gryfon, uśmiechając się szeroko.
Hermiona otworzyła jeszcze usta gotowa do kłótni, jednak w ostateczności zamknęła je wiedząc, że i tak niczego nie wskóra.
Chcąc, nie chcąc teraz Draco rozdawał karty i jeśli dziewczyna miała nadzieję znów zbliżyć się do Harry'ego, musiała zaakceptować obecność blondyna. 
Burknęła tylko coś na zgodę i poprowadziła dwójkę chłopców do odpowiedniego działu, zaprzęgając ich do pracy. 
Bała się, że będzie musiała wyjawić Ślizgonowi powód dla którego szukają tych informacji, Draco jednak wcale nie wydawał się być szczególnie zainteresowany jej pobudkami, co więcej, okazał się nieocenioną pomocą. Wykorzystał nieznane im zaklęcie, wyszukujące konkretne zapisy, co bardzo ułatwiło im pracę i w ciągu kilku następnych godzin przejrzeli publikacje, które zaplanowali sobie na najbliższe dwa tygodnie.
Nie zmieniało to jednak faktu, że zaopatrzenie hogwardzkiej biblioteki nie było zbyt przydatne. Informacje zawarte w księgach były bardzo ogólne i nie opowiadały wiele więcej ponad to, co usłyszeli na lekcjach Binnsa. 
– Warto spróbować w dziale Ksiąg Zakazanych – Harry w końcu powiedział to, o czym myślała cała ich trójka. Ślizgon i Gryfonka bez słowa pokiwali głowami.
– Wrócimy do tego tematu po drugim zadaniu – zdecydowała Hermiona. – Wybacz Harry, ale napewno zdajesz sobie sprawę z tego, że tylko ty będziesz w stanie dostać się tam niepostrzeżenie. Ty i twoja peleryna niewidka.
Chłopak uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi. Wiedział jednak, że Granger ma rację i tylko w taki sposób będą mogli odnaleźć potrzebne im informacje.

***

W noc poprzedzającą dwudziestego czwartego lutego Harry nie potrafił zasnąć. Malfoy przekonał go, by odpuścił sobie ćwiczenia w jeziorze i poświęcił noc na wypoczynek. Nie wiedział jednak, że Złotego Chłopca powinien był przed rozstaniem napoić eliksirem słodkiego snu, bo Gryfon na własne życzenie zrezygnuje z podania go sobie, w obawie, że zaśpi i nie zdąży dotrzeć na czas na Drugie Zadanie.
Po nieprzespanej nocy, wyglądając jak żywy trup wstał z łóżka około godziny ósmej rano. Wziął szybki, zimny prysznic by trochę się pobudzić, jednak gdy jego wzrok padł na odbicie w lustrze nieodwracalnie stracił nadzieję, że to mogło pomóc.
Przetarł delikatnie zasinione oczy i wyszedł z łazienki nie chcąc dalej kalać luster swoim widokiem.
Ubrał się w czarne szaty, uznając że mugolski strój będzie niezbyt odpowiedni na tak ważne przedpołudnie. Z resztą, chciał odebrać Draconowi chociaż jeden pretekst do narzekania na jego osobę. Wziął ze sobą fiolkę z eliksirem, różdżkę i wielkie pokłady niepewności z którymi zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. 
Śniadanie, którego oczywiście nawet nie tknął. Oszukiwał się, że po prostu ma zamiar poczekać na Draco. Towarzystwo przyjaciela z pewnością dodałoby mu otuchy, a posiłek mógłby nabrać jakiegoś smaku… choć, znając blondyna ten byłby bardziej skłonny dać Gryfonowi przysłowiowego i dosłownego kopniaka. 
Gdy Wielka Sala powoli zaczęła zapełniać się gawędzącymi ze sobą uczniami Harry, czując nieprzyjemny ucisk w gardle zaczął wyszukiwać wzrokiem konkretnej grupki Ślizgonów z czwartego roku. Gdy w końcu zobaczył jak wchodzą przez otwarte drzwi, momentalnie poczuł niepokój na widok niepełnej gromady. Brakowało jej kluczowego członka. 
– Harry, jak tam samopoczucie? – zagaił Blaise, przysiadając się do niego.
– Bywało lepiej – wykrzywił usta w nieszczerym uśmiechu. – Nie ma z wami Draco?
– Rano przylazł do nas Moody i gdzieś go zaciągnął. Od tamtej pory go nie widzieliśmy – odparł chłopak, wzruszając ramionami. 
– A domyślasz się może o co mogło chodzić?
– Kto wie? Moody to dziwak, każdy powód byłby dobry. Wiesz, on jest strasznie cięty na ojca Draco, nie zdziwiłbym się gdyby tylko wyszukiwał jakiegoś pretekstu, żeby się nad nim poznęcać.
– I musi to robić akurat dzisiaj? – burknął Harry, odsuwając od siebie talerz z nieruszonym posiłkiem. Rzucił tempus, chcąc sprawdzić ile ma jeszcze czasu. Jako zawodnik powinien zjawić się na miejscu około pół godziny wcześniej, by usłyszeć szczegóły dotyczące zadania i ewentualnie ostatecznie się przygotować. 
Miał jeszcze chwilę w miarę spokojnego życia, więc postanowił poświęcić ją na przemówienie nauczycielowi do rozsądku.
– Idę pogadać z Moody’m – zawyrokował, wstając od stołu.
– I to jest postawa! Idź, nadziejo czarodziejskiego świata! Dzierżąc nigdy niezachwianą odwagę, ocal niewinnych! Powodzenia, Złoty Chłopcze! – wykrzyknął z udawaną dumą Blaise, klepiąc go po plecach.
Harry wywrócił oczami i skierował kroki w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Udał się na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet profesora Obrony przed Czarną Magią. Nie mógł uwierzyć, że Moody z wszystkich dni w roku właśnie dzisiejszy wybrał sobie na rozmowę z Draconem. Nie oszukujmy się, Harry zdawał sobie sprawę z tego, że Alastor go faworyzował. Tylko z tego powodu, właśnie stał pod drzwiami do gabinetu profesora, próbując pięścią przebić dziurę w drewnie.
Jego próba szturmu nie przyniosła jednak żadnego skutku, jakby w gabinecie nikogo nie było. Harry spróbował jeszcze otworzyć drzwi przy pomocy klamki. Odrzwia pozostały jednak niewzruszone. 
Gryfon przeklął brzydko i zastanowił się, gdzie profesor mógłby teraz być. Wielka sala odpadała, dopiero co z niej wyszedł, lochy również, bo Moody nie miałby żadnego racjonalnego powodu, by przebywać koło kwater Slytherinu, może… wierza astronomiczna?
Przed oczami chłopaka mignął obraz zawieszonego w powietrzu blondyna, skazanego na łaskę i niełaskę profesora. Czując zimny pot spływający mu po plecach ruszył biegiem w stronę najwyższego piętra szkoły, przeskakując schody co drugi stopień, raz za razem potrącając jakiegoś mniej uważnego ucznia. W połowie drogi musiał nieco zwolnić kroku czując kłujący ból pod żebrami, jednak nie poddawał się, nadal przeskakując stopnie. Zbliżając się do końca swojej szalonej wędrówki ledwo łapał oddech, jednak podpierając się o balustradę, ciężkim krokiem niepowstrzymanie wspinał na samą górę.
Ku jego zaskoczeniu i uldze, miejsce okazało się kompletnie puste. 
Harry usiadł ciężko na kamiennej podłodze, zaraz opadając na nią plecami i dysząc ciężko. Pozwalając sobie na chwilową kapitulację, zasłonił oczy przedramieniem, chroniąc je przed oślepiającymi promieniami słońca. Mimo, że był cały spocony i zmordowany pozwolił sobie na przyjemne rozluźnienie. Jego myśli odpłynęły od tematu turnieju, na chwilę zapomniał też o Draco. Nie myślał o niczym, wsłuchiwał się w swój nierównomierny, ciężki oddech. Jedną rękę przyciskał do klatki piersiowej czując jak mocno bije jego serce, a drugą osłaniał sobie oczy. Słońce było już na tyle wysoko, że delikatnie ogrzewało jego twarz.
Westchnął głęboko, czując jak jego oddech powoli się uspokaja, po czym odsunął rękę chcąc spojrzeć w niebo. Momentalnie jednak tego pożałował, czując jak oczy boleśnie zachodzą mu łzami. Na jego buzi pojawił się jednak szeroki uśmiech. Zacisnął mocno powieki i rozłożył ręce na boki, oddając się do końca tej chwili.
Pozostał w tej pozycji do czasu aż nie poczuł, że jego chwilowe zmęczenie zaczęło ustępować, na poczet bólu w plecach. Podciągnął się do barierki i przytrzymując jej, dźwignął na równe nogi. Spojrzał na rozciągające się wokół zamku, skąpane w słońcu tereny. Pogoda postanowiła dzisiaj dopisać. Niebo było bezchmurne a leciutki, ciepły wietrzyk zwiastował zbliżającą się wiosnę. Wzrok Pottera padł na Czarne Jezioro, koło którego ustawione były trybuny dla widzów, te same które widział koło areny dla smoków. Pierwsi, niecierpliwi uczniowie już przemierzali błonia, zmierzając w tamto miejsce, zapewne chcąc zająć najlepsze miejscówki. Harry przez chwilę zastanowił się w jaki sposób widok z jeziora będzie transmitowany na powierzchnię, bo szczerze wątpił, by godzina siedzenia i gapienia się w toń jeziora była czymś specjalnie ciekawym i wystarczająco widowiskowym. 
Ostatecznie jednak wzruszył ramionami, wyciągając fiolkę z kieszeni szaty i przyjrzał się jej, z urzeczeniem podziwiając jak ciecz w kolorze krwi błyszczy w słońcu pomarańczowo-srebrnymi drobinkami. Uśmiechnął się sam do siebie, na powrót schował naczynko i zdecydowanym krokiem podjął wędrówkę w dół schodów. 
Korytarze Hogwartu niemal opustoszały, na co chłopak ani myślał narzekać. Przypuszczał że większość uczniów właśnie spożywała posiłek w Wielkiej Sali, więc wolał ominąć to miejsce wielkim łukiem. Mimo niezjedzonego śniadania i nieprzespanej nocy, w tej chwili czuł się wyśmienicie. 
– Potter! – usłyszał za plecami surowy i nieco zdenerwowany, dobrze sobie znany głos. 
– Pani profesor – przywitał się uprzejmie, odwracając w stronę starszej czarownicy, ubranej w prostą szatę z motywem szkockiej kraty. 
– Powinieneś być już nad jeziorem, Potter – spojrzała na niego karcącym wzrokiem, w którym jednak widać było pokłady troski. 
– Właśnie tam zmierzam, pani profesor – odparł swobodnie. – Zechce mi pani towarzyszyć?
Kobieta na chwilę zmarszczyła brwi, słysząc propozycję chłopaka, jednak w ostateczności skinęła głową, podchodząc do ucznia, który podjął w jej towarzystwie przerwaną wędrówkę. 
– Nie wydajesz się być specjalnie zdenerwowany, Potter – mruknęła, przyglądając się uważnie uczniowi. 
– Bo nie jestem – przyznał. – Rano myślałem że wyjdę z siebie i stanę obok – zaśmiał się krótko. – Ale teraz? Pani profesor, co gorszego od spotkania twarzy Voldemorta i walki z wielkim Bazyliszkiem może mnie jeszcze spotkać?
– Potter, sam kusisz los takimi słowami…
– Może ma pani rację – wzruszył ramionami, wychodząc z nią na oblane słońcem błonia. – Ale jakie ma to teraz znaczenie? Teraz chcę skupić się na wykonaniu zadania.
– To dobrze. Cieszę się, że podchodzisz do tego poważnie. Jak, muszę przyznać, do niewielu rzeczy w przeszłości.
– Tak pani myśli? – odparł niezrażony. 
– Oczywiście. Twoje wyniki w nauce wyraźnie się poniosły, ponad to widzę że ćwiczysz. Twoja magia stała się bardziej stabilna i kompatybilna, przez co o wiele łatwiej przychodzi ci przyswajanie nowych czarów, a poza tym profesor Snape przestał tak namiętnie odbierać punkty naszemu domowi – mruknęła kąśliwie. – Muszę przyznać, że gdy zacząłeś zacieśniać więzi z panem Malfoyem, byłam nieco sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. A będąc szczera, obawiałam się że coś mogło uszkodzić twoje zdrowie psychiczne… – zamilkła na chwilę, widząc minę Pottera, której Harry z czystej przyzwoitości mógłby później żałować. – Ale najwyraźniej się myliłam – dodała w końcu, oficjalnym tonem. 
– Coż… – mruknął Harry po chwili. – Cieszę się, że postawiła pani jednak fakty, ponad własne przekonania. – Dodał beznamiętnie i bezmyślnie. 
Niemal od razu dotarł do niego sens wypowiedzianych słów. Wiedział, że zachował się nie fair wobec kobiety, która przez trzy lata musiała wysłuchiwać oskarżeń Harry’ego adresowanych właśnie w stronę Malfoya, przeklął sam siebie w myślach i spojrzał na nauczycielkę, z pogodnym, pokornym uśmiechem.
– Mówiąc o Draco, nie widziała go pani może dzisiaj? Dowiedziałem się, że profesor Moody poprosił go dziś na rozmowę, jednak nie potrafiłem ich nigdzie znaleźć. 
– Cóż Potter, jestem pewna, że za niedługo się zobaczycie. – Odparła krótko, najwyraźniej będąc nieco urażona słowami, które wypowiedział. Na szczęście zbliżali się już do jeziora i mogli zakończyć tę rozmowę krótkim pożegnaniem. 
Harry podszedł do trójki reprezentantów, wśród których znajdowała się już część sędziów. Brakowało Dumbledore’a i Barty’ego Croucha. Nikt nie wyglądał jednak na specjalnie tym przejętego. Na miejsce tego drugiego, jak szybko skontaktował Harry, przybył Percy Weasley, który obejmował stanowisko osobistego pomocnika Croucha, zaś sam dyrektor Hogwartu pojawił się na miejscu w ciągu najbliższej chwili. 
– Cieszę się, że już wszyscy jesteśmy – zaczął rozmowę uśmiechając się wesoło. – Mamy jeszcze ponad dwadzieścia minut przed rozpoczęciem zadania, więc w razie jakichś wątpliwości radziłbym się nimi podzielić już teraz – pogroził palcem, nadal uśmiechając się do wszystkich. 
Ludo Bagman odpowiedział mu na to uprzejmym skinieniem i zaraz, chcąc pobudzić resztę osób do rozmowy, klasnął w dłonie.
– No dobrze, drugie zadanie! Wszyscy na pewno rozszyfrowaliście zagadkę jaja – zaczął, a widząc niepewne potaknięcia uczestników, kontynuował niezrażony. – Dla pewności jednak ją objaśnię. Dziś rano zostało wam odebrane coś cennego. Może niektórzy z was zauważyli już stratę… – uśmiechnął się szeroko, puszczając oczko do uczniów. – Waszym zadaniem, jest odszukanie zguby ukrytej gdzieś w Czarnym Jeziorze. Proste, prawda?
– Oczywiście wierzymy, że każde z was dobrze opracowało strategię i przygotowaliście narzędzia, które pozwolą wam pozostać pod wodą w ciągu całej godziny – pałeczkę przejął Dumbledore. – Wynurzenie się z toni traktowane będzie jako zakończenie zadania. A pełną pulę punktów uzyskać będziecie mogli tylko wówczas, gdy prócz spełnienia warunków czasowych i technicznych, wrócicie ze swoją zgubą. 
– W jeziorze czekać na was będą niebezpieczeństwa z którymi, ufamy, jesteście w stanie sobie poradzić – podjął znów Bagman. – Jestem przekonany, że mieliście wystarczająco dużo czasu na ćwiczenia, a w jeziorze nie zostaniecie niczym zaskoczeni. 
– To tyle, jeśli mowa o podstawowych informacjach. Czy są jakieś pytania? – Wtrącił się znów dyrektor, a widząc kręcące w przeczącym geście głowy uczestników, kontynuował – przygotujcie się więc, zadanie rozpocznie się o równej godzinie. 
Uczestnicy skinęli krótko grupce sędziów, zaraz zbliżając do wybranych przez siebie osób, które miały szansę kibicować im w wyznaczonym do tego, specjalnym miejscu zaraz przy brzegu. Harry spojrzał na jakiegoś chudego Durmstrandczyka, do którego podszedł Krum. Viktor wykorzystał chłopaka jako wieszak, stopniowo oddając mu swoje ubrania, by w końcu zostać w samych kąpielówkach. Na ten widok kilka dziewcząt, siedzących najbliżej na trybunach, zapiszczało z zachwytem. 
Harry’ego zaś przeszedł dreszcz. Oczywiście, dzień był ciepły i pogodny, ale nie na tyle, żeby paradować pół nago! Potter był pewien, że w jego przypadku skończyłoby się to przynajmniej przeziębieniem. Bułgar wyglądał jednak jakby w ogóle nie przeszkadzała mu temperatura panująca w powietrzu.
Jak zauważył Gryfon, Fleur też przypatrywała się rywalowi z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Miała na sobie srebrną, prostą szatę, której poskąpiono zbędnych stóp materiału. Z pewnością miała być praktyczna i nie krępować ruchów w czasie pływania. Nie dostarczała jednak ona ciepła, co było wyraźnie widać po delikatnym dygocie uczestniczki. Zaraz jednak została ona pieszczotliwie otulona wielkim, puchatym płaszczem Madame Maxine. 
Harry przeniósł wzrok na trzeciego uczestnika, Cedrica. Chłopak wyglądał znakomicie. Ubrany w, zdaniem Pottera, niefunkcjonalne szaty Hogwartu stał teraz w towarzystwie dwóch Puchonów, rozmawiając i żartując z nimi swobodnie. Nie było po nim widać nawet najmniejszej oznaki zdenerwowania. 
Wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty, chcąc sprawdzić godzinę. Zostało im niewiele czasu. Harry rozglądnął się wokół siebie, jeszcze raz szukając wzrokiem Dracona lub, w ostateczności, Hermiony. Nigdzie nie było ich widać. 
– Co oni u licha robią? – burknął cicho pod nosem i niemal natychmiast jego świadomość zrodziła nową, kluczową w tej chwili myśl. Wśród przyjaciół Diggory’ego też brakowało jednej ważnej osoby - Cho. 
W pierwszym momencie poczuł coś na kształt ponurej satysfakcji. Zaraz jednak skarcił się za to i spojrzał na całą tę sytuację bardziej racjonalnie.
Czy to możliwe, że Ludo pytając, czy zauważyli już stratę cennych rzeczy tak na prawdę miał na myśli ludzi? To miałoby sens. Po pierwszym tak ekscytującym zadaniu, poziom Turnieju nie mógł za bardzo opaść, organizatorzy musieli wymyślić coś, co uwięziłoby dech w piersiach widzów. A co ogląda się lepiej od zabawy ludzkim życiem?
Harry westchnął ciężko widząc, że Bagman zaczyna zbliżać się w ich stronę. Ściągnął z siebie wierzchnią część szaty i wszelkie zbędne elementy garderoby, ostatecznie zostając w samych spodniach. Kucnął przy zwitku swoich ubrań, po czym rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające. Schował dyskretnie różdżkę w połach szaty, wyciągając jednocześnie fiolkę z eliksirem. Wsunął ją sobie do kieszeni spodni i jeszcze raz spojrzał na wydeptane poletko koło brzegu jeziora. Wśród gapiów, trzymając się mocno z boku, stała profesor McGonagall.
Harry wiedząc, że nie ma innego wyjścia. Ujął zawiniątko ze swoich ubrań i podszedł do kobiety. 
– Pani profesor, czy mogłaby pani przechować to dla mnie na czas trwania Drugiego Zadania? – spytał, jednocześnie wyciągając w jej stronę ubrania. – Gdy wyjdę z wody szata będzie mi… ekhm, bardzo potrzebna – dodał ze zmieszaniem. Do tej pory myślał, że to Draco uratuje jego nagi tyłek przed wzrokiem widzów. Sytuacja jednak diametralnie się zmieniła i Minerwa wydawała mu się jedynym ratunkiem.
– Oczywiście Potter, ale... – zaczęła, niepewnie odbierając od niego zawiniątko. Nie dane jej było jednak dokończyć zdania, gdyż zagłuszył ją spotęgowany zaklęciem sonorous głos Ludona Bagmana.
– Zapraszam wszystkich uczestników na brzeg jeziora! – wykrzyknął podekscytowany. – Naszym reprezentantom dziś rano odebrano coś cennego! Ich zadaniem będzie, w ciągu godziny, odszukać tę rzecz i wrócić z nią na powierzchnię wody! – wyjaśnił krótko i rzeczowo, zostając niemal natychmiast nagrodzonym gromkimi brawami i wiwatami. – Tak więc, zaczynamy Drugie Zadanie…! – rozpoczął mężczyzna, a Harry wyciągnął z kieszeni fiolkę z eliksirem, wypijając jej zawartość jednym haustem. – …Turnieju Trójmagicznego! – Ludo niemal ogłuszył wszystkich zebranych swoim rykiem.
Nie było czasu na pretensje. Przy wtórze aplauzu widowni, Harry wraz z pozostałą trójką reprezentantów wkroczył do wody. Odliczał w głowie dokładny czas, który pozostał mu do przemiany po zażyciu eliksiru. 
Cztery.
Nieprzyjemnie chłód wody szczypał jego odkrytą skórę na stopach.
Trzy. 
Nogawki spodni zaczęły przesiąkać wodą coraz mocniej, powodując gęsią skórkę na całym ciele.
Dwa.
Zatrzymał się, czując jak lodowata woda niemal sięga ku jego newralgicznym miejscom.
Jeden. 
Wskoczył do wody, głową w dół.
Zero. 
W miejscu, w którzym wzburzona woda tworzyła nierównomierne kręgi wynurzyła się para czarnych, męskich spodni. 
Harry pomknął w głąb jeziora przypuszczając, że jego zguba ukryta będzie gdzieś w o wiele dalszych głębinach zbiornika wodnego. Poświęcił kilka sekund na rejestrację obcych drgań wody, które z cąłą pewnością były wywoływane przez uczestników Turnieju, po czym z łatwością przyspieszył trzymając się blisko dna jeziora. 
Już po chwili tafla wody na powrót stała się spokojna i na swój sposób przejrzysta. Dla kogoś mogącego swobodnie posługiwać się narządem wzroku, widoczność na dnie jeziora była bardzo mała, dla Harry’ego zaś była kompletnie zerowa. Nie czuł się przez to jednak w jakikolwiek sposób ograniczony. Godziny ćwiczeń sprawiły, że nauczył się posługiwać innymi zmysłami. Nie musiał widzieć, by wiedzieć co znajdowało się dokoła niego, a fakt, że jego ludzka postać była w stanie posługiwać się narządem wzroku, pomagał mu w wyobrażeniu sobie tego jak wyglądał podwodny świat.
Przemierzając dno Czarnego Jeziora mijał ławice małych rybek, kępki gęstych wodorostów i innych wodnych roślin, raz po raz ogonem wzburzał stosiki małych gładkich kamyczków, lub przypadkowo przesiedlał ślimaki. Z pewnością z obawy o swoje bezpieczeństwo, irytujące i zaczepliwe zazwyczaj wodne demony trzymały się od niego z daleka. Niczym więc nierozpraszany, mógł skupić się na wyszukiwaniu jakichś anomalii w drganiach wody. 
Narazie nie znalazł jednak kompletnie niczego. Zaczynało go to martwić, nie wiedział ile dokładnie czasu zdążyło upłynąć od rozpoczęcia zadania, bo zaaferowany kompletnie zapomniał, że zwykle starał się odliczać czas potrzebny mu, do wydostania się bezpiecznie ze zbiornika.
Syknął wściekle, przyspieszając gwałtownie i kierując się jeszcze dalej w głąb jeziora. Miał nadzieję, że reszcie zawodników idzie podobnie lub jeszcze gorzej. Był pewny, że wyprzedził ich już na początku zadania. Istniała jednak szansa, że oni znaleźli już swoje zguby, a znaczyłoby to, że przeoczył jakiś ważny szczegół. 
Rozmyślając o tym i niemal klnąc się w myślach, wpłynął do miasteczka Trytonów. Znajdowało się ono w samym środku jeziora. Mieszkańcy podwodnego świata nigdy nie wydawali się mieć jakichś agresywnych zamiarów w stosunku do Harry’ego, dlatego odwiedzał tę część jeziora tak często, jak tylko mógł. Całkiem dobrze więc znał jego układ. 
Tym razem coś było zdecydowanie nie tak. Potter czuł wyraźne drgania z samego centrum miasteczka. Centrum, które zwykle było najspokojniejszym miejscem w całym Czarnym Jeziorze. Gryfon pospieszył w tamtym kierunku czując, że typowe uśpienie, znajdujące się w tym miejscu było teraz czymś zaburzane. 
Rzeczywiście, na samym środku placu unosiły się cztery postaci o ludzkich kształtach. Harry zaczął powoli opływać każdą z nich, badając drgania jakie wywoływało jej ciało i gdy był niemal pewien swojej decyzji, podpłynął do drugiego od lewej zakładnika. Otarł się łbem o kostkę osobnika, upewniając się że jest ona czymś przewiązana, po czym kilka razy niezdarnie wbił swoje kły w wodorost służący za linę. Po chwili mozolnej pracy poczuł, że roślina została rozerwana. 
Z braku innego pomysłu opierając bezwładne ciało, o swój grzbiet zaczął powolną drogę ku powierzchni jeziora. Nie mógł pozwolić sobie na zbyt szybkie tempo, lub najmniejszą chwilę nieuwagi. Ciało Dracona było kompletnie pasywne i utrudniało jakiekolwiek manewry, a Harry w postaci węża nie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele sposobów na transport przyjaciela.
Pozostało mu mieć nadzieję, że reszta zawodników nie dotrze do zakładników tak szybko. 
Los jednak tym razem mu nie sprzyjał. Będąc już niedaleko powierzchni poczuł potężne drgania wody, jakby ktoś właśnie płynął z naprawdę dużą prędkością. Nie miał jednak ochoty czekać i sprawdzać kim była ta osoba, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Od wygranej dzieliły go sekundy, nie mógł sobie pozwolić na taryfę ulgową. Nie, gdy już czół smak zwycięstwa. W tej chwili żądza przysłoniła mu zdolność racjonalnego myślenia. Odpłynął odrobinę od Dracona, pozwalając by jego bezwładne ciało opadło o kilka cali w dół jeziora, po czym zamachnął się swoim potężnym cielskiem, uderzając nim o bok blondyna i podrzucając go w górę. Przypuszczał, że w okolicach klatki piersiowej i brzucha Malfoya pojawi się naprawdę paskudny siniak, ale nie mial czasu teraz się tym martwić. 
Ruszył w górę, w ślad za bezwładnym ciałem przyjaciela i wynurzył się z wody dosłownie kilka sekund przez Krumem i jego zakładniczką. Jego słuch zalała fala krzyków, oklasków i wiwatów które ledwo był w stanie usłyszeć, serce zaś zalały niepohamowane pokłady szczęścia i dumy. 
Ukończył zadanie jako pierwszy!
Zakładnicy odzyskiwali przytomność w momencie, w którym tylko wynurzyli się z wody, więc ze względów bezpieczeństwa natychmiast byli wyciągani na dużą drewnianą kładkę, która lewitowała nad samym środkiem jeziora. 
Krum, Malfoy i Hermiona która, jak po chwili skonstatował Potter, okazała się zakładniczką Bułgara, zostali od razu zaciągnięci przez panią Pomfrey na kontrolne badania.
Harry, przy pomocy Dumbledore’a który użył zaklęcia lewitującego, wpełzł na platformę. Jako jedyny, narazie nie nękany przez szkolną pielęgniarkę, zwinął się w kłębek, starając nie zajmować za wiele miejsca. Uniósł swój łeb na wysokość oczu dyrektora, który ewidentnie nie chciał opuścić jego boku.
– Ile zossstało jessscze czasssu? – zasyczał niewyraźnie do dyrektora.
– Dokładnie 10 minut – odparł, podziwiając postać swojego ucznia ze szczerym zainteresowaniem i zdumieniem wypisanym na twarzy. – Harry, powiedz mi tylko…
– Braaawooo! – rozległ się krzyk Ludo Bagmana. – Cedric Diggory również ukończył zadanie! Zmieścił się pan w czasie, panie Diggory! – mężczyzna musiał przekrzykiwać gwar wiwatującej widowni. 
Dumbledore, jako jeden z sędziów musiał zająć się drugim reprezentantem Hogwartu, więc opuścił Harry’ego, uśmiechając się w jego stronę przepraszająco.
Nieobecność dyrektora obeszła jednak Gryfona, który skupił się na obserwacji Cedrica. Bezczelnie i z przesadną troską pomagał Cho wdrapać się na drewnianą platformę. Nie, żeby narzekał że przyszło mu ratować Draco ale, gdyby to od niego zależało, wolałby żeby Chang wcale nie była wplątana w całą tę sytuację.
Zasyczał wściekle, jednocześnie zastanawiając się czy jego kły jadowe stanowią rzeczywiste zagrożenie. W końcu doszedł do wniosku, że jego paszcza była na tyle mocna, iż w ostateczności mógłby bez problemu połamać chłopakowi kark. Jego myśli przerwało mu jednak pojawienie się okutanego w gruby koc Malfoya.
– Potter, gdzie są twoje ubrania? – warknął, kopiąc bok wężowego cielska. Harry obawiał się, że zły humor przyjaciela wcale nie był spowodowany całą tą niebezpieczną sytuacją, w którą bez jego zgody blondyn został wplątany, a raczej brutalnym sposobem w jaki Gryfon postanowił ich z niej wydostać.
– Professsor McGonagall – wysyczał szybko w odpowiedzi. 
Całkowicie zapomniał w jakim stanie będzie zmuszony pokazać się całemu czarodziejskiemu światu, gdy tylko nastanie przemiana. Zaczął obracać łbem w taki sposób, by móc wyszukać kobietę wzrokiem. Musiała stać gdzieś z tyłu, gdyż nie był w stanie jej wypatrzeć, Draco jednak bez wąchania ruszył w kierunku drugiego końca kładki, z pewnością nie mając najmniejszego problemu ze zlokalizowaniem kobiety.
Już po chwili Ślizgon znów pojawił się w zasięgu wzroku chłopaka, niosąc na rękach zawiniątko z ubrań. Położył wszystko na kładce, wyciągając z tego kłębka czarną pelerynę stanowiącą wierzchnią część szaty, a Harry uniósł nieco łeb, jednocześnie prostując swoje cielsko i pozwalając, by blondyn osłonił te część materiałem.
Jak się okazało, chłopak wykazał się świetnym poczuciem czasu, gdyż po upływie mniej niż minuty Harry poczuł charakterystyczny skurcz zwiastujący przemianę. Szata była skrojona z dużej ilości materiału, więc bez problemu okryła całe ciało chłopaka. Nie chroniła ona jednak przed zimnem i Gryfon momentalnie zaczął żałować, że na powrót znajduje się w swoim oryginalnym ciele. Zaczął szczękać i dygotać z zimna, czekając aż niewzruszony jego cierpieniem Dracon powolnym ruchem poda mu resztę jego ubrań. W komplecie znajdowała się też para jego spodni. Profesor McGonagall musiała wyratować je z jeziora i osuszyć. Naciągnął je szybko na siebie, korzystając w faktu, że Ludo Bagman i, miał nadzieję, cała widownia znów się czymś zainteresowali. 
Ubrał się w ekspresowym tempie i gdy tylko odzyskał różdżkę, natychmiast rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające. Nałożył okulary na nos, w końcu mogąc cieszyć się wyraźnym widokiem i rozejrzał wokół siebie. Oczywiście, część widowni wlepiała w niego swoje spojrzenia. Na pewno widzieli całą tę scenę z ubraniami. Miał jednak pewność, że żadna niepowołana część jego ciała nie wydostała się z pod peleryny.
Jego wzrok powędrował w stronę twarzy Dracona i od razu pożałował tego wyboru. To był błąd, chłopak był w ewidentnie złym nastroju. Jedną ręką przytrzymywał koc na wysokości ramion, a drugą obejmował się w okolicy brzucha. 
Harry wiedział, że blondyn ma tendencję do przesadzania i użalania się nad sobą w każdej  nadarzającej się sytuacji, jednak tym razem reakcja Ślizgona była w pełni uzasadniona. Potter zdawał sobie sprawę z tego, jak brutalnie potraktował przyjaciela i choć bardzo chciał wiedział, że nie uda mu się wyprosić przebaczenia u Malfoya. Przynajmniej nie teraz.
– Przepraszam Draco... – mruknął w końcu niepewnie, spuszczając wzrok. 
– Zapłacisz mi za to, Potter.
Gryfon skinął tylko głową. Był gotów znieść każdą karę, jaką blondyn postanowi wymyślić. 
– Harry, Harry, prosimy cię do reszty! – wtrącił się Dumbledore, podchodząc do nich pospiesznie. Objął ucznia ramieniem i pociągnął go w stronę reszty uczestników. – Później będziemy musieli porozmawiać – dodał jeszcze cicho, tak żeby żadne niepowołane uszy nie usłyszały jego słów, po czym pchnął delikatnie chłopaka, pozwalając mu podejść do swoich rywali.
– Sędziowie zdecydowali! – wykrzyknął Ludo Bagman, pobudzając publiczność do oklasków. – Tylko jeden zawodnik zdołał zdobyć pięćdziesiąt, na pięćdziesiąt możliwych punktów! Domyślacie się już który?! – spytał głośno mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
W odpowiedzi całe trybuny ryknęły wręcz, wykrzykując cztery nazwiska reprezentantów.
– Wykorzystując niezwykle rzadki eliksir transmutacyjny, z powodzeniem wykonał zadanie jako pierwszy! Mieszcząc się w niebywałym czasie czterdziestu siedmiu minut! Sędziowie zgodnie przyznali mu pełna pulę punktów, jednocześnie mianując zwycięzcą Drugiego Zadania Turnieju Trójmagicznego! Proszę o gromkie brawa dla Harry’ego Pottera! – wydarł się Bagman, niemal zagłuszony przez ryk widowni, która zaczęła skandować nazwisko Gryfona. 
– Drugie miejsce zaś! – wykrzyknął Ludo, uciszając widzów – należy się panowi Viktorowi Kumowi, który dokonując niepełnej transmutacji zmieścił się w czasie czterdziestu ośmiu minut, zdobywając zasłużone czterdzieści pięć punktów! Trzecie miejsce zajmuje pan Cedric Diggory, który wykazał się niesamowitą znajomością czarów i przy pomocy zaklęcia bąblogłowy dotarł na powierzchnię jeziora wraz ze swoją piękna zakładniczką, w ciągu pięćdziesięciu minut!  Sędziowie przyznali mu równe czterdzieści punktów! Czwarte miejsce zaś, uzyskawszy dwadzieścia dwa punkty zdobyła panna Fleur Delacour, która również posłużyła się zaklęciem bąblogłowy! Niestety nie zdołała odnaleźć swojej zakładniczki na czas! Proszę się jednak nie smucić panno Delacour, w starciu z podwodnymi niebezpieczeństwami wykazała się pani znakomitą znajomością czarów. Jeszcze raz poproszę państwa o gromkie brawa dla wszystkich czterech reprezentantów! – krzyknął Ludo. 
– Trzecie Zadanie Turnieju Trójmagicznego odbędzie się dwudziestego czwartego czerwca, zaś zawodnicy poznają niezbędne szczegóły i informacje równo miesiąc wcześniej! Jeszcze raz proszę wszystkich o gorące brawa dla wspaniałych czterech reprezentantów! 

***

Tego dnia złota, mieniąca się karta z dokładnie rozpisaną punktacją zawisła na drzwiach Wielkiej Sali. Najwięcej, bo aż dwadzieścia punktów można było uzyskać za samo wykonanie zadania, dziesięć za zmieszczenie się w czasie, zaś pozostałe dwadzieścia  za styl, pomysłowość, umiejętność radzenia sobie w sytuacji zagrożenia, rodzaj czaru lub eliksiru, na jaki zdecydował się uczestnik i wiele innych.
Aż do wieczora dostęp do Wielkiej Sali był bardzo utrudniony przez tłum gapiów, który nieustannie analizował ten dokument. Filch zmuszony był kilka razy rozganiać uczniów, żeby umożliwić przedostanie się do pomieszczenia chociażby w celu zjedzenia posiłku. 
Dumbledore nie pozwolił wpuścić dziennikarzy do zamku, o czym dowiedzieli się oni tuż przed wejściem. Dyrektor oszczędził sobie tłumaczeń, informując jedynie że do każdego z wydawców zostanie przesłana sowa z dokładnym terminem w którym Dyrektor udostępni część zamku do poprowadzenia wywiadów. Przestrzegł również, że nie pozwala na nagabywanie swoich uczniów, a tym bardziej na przedterminowe wywiady z uczestnikami Turnieju.
Wielu dziennikarzy wyraziło swoją dezaprobatę i próbowało na różne sposoby dostać się do zamku. Sforsowanie bariery nałożonej przez dyrektora okazało się jednak niemożliwe, o czym dowiedzieli się wystarczająco natarczywi śmiałkowie. Wycofywali się dopiero popieszczeni prądem i z delikatnie podpalonymi końcówkami włosów.
Harry, mając w pamięci niesławny reportaż Rity Skeeter planował ukryć się gdzieś na cały dzień, by uniknąć kontaktów z wszelkimi reporterami. Był więc niezmiernie wdzięczny za taki obrót spraw.
Brak czarodziejów spoza zamku był zauważalnym plusem i, zważając na okoliczności, zaskakującą odmianą. Ponad to, większość uczniów gratulowała mu wygranej, próbowała uścisnąć jego dłoń, zamienić z nim kilka słów, zaś przy obiedzie koniecznie towarzyszyć mu przy posiłku. Na szczęście z jednej strony towarzyszył mu wciąż wściekły na niego Malfoy, zaś z drugiej mógł liczyć na pomoc Zabiniego. Ponad to, kilkoro uczniów Slytherinu głośno wyraziło swoją dezaprobatę na widok uczniów z innych domów, starających się zająć miejsce przy ich stole. 
Harry z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. Z początku poczucie przynależności działało na niego pobudzająco, z czasem jednak towarzystwo nieodstępujących na krok uczniów zaczęło być przytłaczające. Nie miał nawet chwili, żeby porozmawiać z Draconem, ale na szczęście chłopak nie odstępował go na krok, skutecznie odganiając niektóre natrętniejsze osoby. Najczęściej wystarczyło, że chłopak tylko się odezwał. Jeden trafnie wymierzony komentarz sprawiał, że większość uczniów wolała się wycofać, żeby do końca nie stracić twarzy. 
– Harry! – w zasięgu wzroku Pottera pojawiły się dwa rudowłose osobniki, o niemal identycznych rysach twarzy. 
– Nasza gwiazdo!
– Dostać się do ciebie…
– To istne szaleństwo!
Gryfon zawsze uwielbiał tę naturalną umiejętność bliźniaków do kończenia po sobie zdań, mimowolnie wywoływało to na jego twarzy uśmiech.
– Fred, George – uśmiechnął się do nich serdecznie, w końcu nie musząc się silić na szczery wyraz twarzy.
–  Dziś wieczorem…
– Impreza…
– Na twoją cześć!
– Nie przerywaj! – George wyciągnął palec przystawiając go do ust chłopaka, który właśnie miał zgłosić swoje obiekcje co do tego pomysłu.
– Już za późno na protesty – wyszczerzył się Fred.
– Seamus, Dean i Lee są już w drodze do Miodowego Królestwa po niezbędne trunki i przekąski….
– Więc niestety nie możesz nas zawieść.
– Ty też czuj się zaproszony, Draco.
– W końcu gdyby nie ty, Harry nie miałby kogo ratować – bliźniacy w tym samym momencie wyszczerzyli swoje zęby w szerokich uśmiechach. Blondyn zmierzył ich zimnym, pogardliwym spojrzeniem, chcąc odrzucić ich propozycję, Potter jednak go ubiegł. 
– W sumie, czemu nie – uznał, wzruszając ramionami. – Sprzeciwianie się wam nie ma najmniejszego sensu, więc lepiej załatwić to po dobroci. – Uśmiechnął się do rudzielców, którzy z cichym okrzykiem tryumfu, przybili sobie piątkę. – Będzie fajnie, zobaczysz – dodał jeszcze, zwracając się do Malfoya. – Fred i George są niekwestionowanymi królami dobrej zabawy. Trochę luzu nam nie zaszkodzi.
Blondyn powoli zwrócił swoją twarz w stronę przyjaciela, uniósł jedną brew i westchnął ciężko, jakby chciał podzielić się z przyjacielem jakimś wyjątkowo przykrym komentarzem. Harry zaczął się już mentalnie przygotowywać na cios, gdy…

– Niech będzie – mruknął w końcu blondyn. – Zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda salon Gryffindoru, a teraz po prostu nadarza się ku temu okazja.