5 lis 2019

XVII

Aga - dziękuję Ci za miłe słowa <3. Cieszę się że spodobał ci się mój pomysł na drugie zdanie :D Musimy się chyba pogodzić z tym, że Harry raczej nie doszedłby tak daleko bez wsparcia Draco i reszty ślizgonów. Oczywiście że Draco będzie zły :D Harry w końcu raczył tknąć idealne ciało naszego adonisa, haha <3 Dziękuję ci za komentarz i zapraszam na rozdział 17 <3.

__________

XVII

Jeśli Harry choć przez chwilę miał nadzieję, że myśl o zbliżającej się imprezie poprawi jego przyjacielowi humor, grubo się mylił. Blondyn przy każdej nadarzającej się okazji wbijał mu mentalne szpile, jednocześnie uświadamiając, że potraktowanie jego malfoyowskiej osoby jak, nie przymierzając, worek treningowy było jednym z gorszych decyzji Złotego Chłopca. 
Potter w ciągu kilku ostatnich godzin zdążył przeprosić Ślizgona kilkanaście, bądź kilkadziesiąt razy i mimo wyrzutów sumienia, gdzieś w środku zaczynała go już irytować ta nieugięta postawa chłopaka. W pewnym momencie zaczął nawet żałować, że zgodził się na imprezę organizowaną przez Weasleyów i że towarzyszyć miał mu ten naburmuszony paniczyk. 
Który właśnie, nieświadomy myśli Pottera, przeglądał swoją garderobę w poszukiwaniu odpowiedniego odzienia.
Harry zdążył się już przyzwyczaić do tego, że Malfoy dbał o swój wygląd bardziej, niż większość poznanych przez Pottera dziewcząt. Był pewien, że gdyby tylko zaistniała taka możliwość, Dracon zmieniałby strój do każdego posiłku, spotkania towarzyskiego, lub innej  okazji…
Na szczęście etap eliminacji chylił się już ku końcowi, gdyż chłopak przyglądał się właśnie krytycznym wzrokiem prostej grafitowej szacie i znacznie bardziej ekstrawaganckiej, w kolorze stali. W ostateczności wybrał jednak pierwszą opcję, uznawszy, że osoby, w których towarzystwie spędzi wieczór i tak nie będą w stanie docenić kunsztu jego kreacji. 
Harry wzruszył tylko ramionami, siedząc na łóżku blondyna i przyglądając mu się ze znudzeniem. Sam kompletnie nie doceniał żadnej z horrendalnie drogich szat Malfoya, więc był w stanie zrozumieć podejście większości mieszkańców domu Lwa i przyznać Ślizgonowi rację. 
Ze znudzeniem obserwował, jak blondyn z wdziękiem zaczął zdejmować z siebie szaty, które do tej pory miał na sobie. Widok pół nagiego ciała przyjaciela nie zrobiłby na Harry’m żadnego wrażenia, gdyby nie widok wielkiego krwiaka, który zajmował sporą część boku i brzucha Ślizgona. 
Potter miał dość mglistą wiedzę na temat magomedycznych specyfików i zaklęć leczących, które mogłyby być w zasięgu pani Pomfrey, lecz natychmiast zdał sobie sprawę z tego, w jak paskudnym stanie musiało być ciało Malfoya przed interwencją pielęgniarki.
Poderwał się z łóżka i trawiony świeżą falą wyrzutów sumienia podszedł do blondyna.
– Nie wiedziałem, że… – szepnął, delikatnie dotykając miejsca, w którym kończyły się żebra blondyna. 
– Potter, z chwili na chwilę twój poziom niewiedzy zaskakuje mnie coraz bardziej – warknął chłopak, nie cofając się jednak przed dotykiem przyjaciela.
– Draco, cholera… przepraszam – mruknął, zagryzając dolną wargę i skupiając wzrok na szpecącym ciało chłopaka, sińcu.
– Wiem, mówiłeś to już dzisiaj – wywrócił oczami, po czym starając się zignorować przyjaciela, rozpiął swoje spodnie, pozwalając im opaść swobodne na podłogę. 
– Bardzo cię boli…?
– A chcesz poczuć jak? – warknął blondyn, w końcu odsuwając się od bruneta na krok. Zacisnął jedną dłoń w pięść, jednocześnie chcąc pogrozić przyjacielowi i zapewne odreagować w ten sposób stres. 
– Jeśli choć trochę by ci ulżyło – odparł szczerze Gryfon, na chwilę odbierając swojemu rozmówcy mowę. 
Draco mógł z pełnym przekonaniem stwierdzić, że znał Złotego Chłopca, Zakałę Ludzkości i Gwiazdę Czarodziejskiego Świata niemal na wskroś, jednak… osobowość Pottera czasem tak bardzo go zaskakiwała, że zaczynał wątpić, czy ich relacje nie były wytworem jego wyobraźni. Do czasu, aż w kręgu jego najbliższych nie pojawił się Potter, nigdy nie pomyślałby, że będzie mógł liczyć na taką otwartość, rozbrajającą szczerość, kompletą naiwność i bycie po prostu cholernie dobrym przyjacielem od któregokolwiek z otaczających go kolegów.
– Potter, ty kretynie… – westchnął w końcu, czując jak część złości i frustracji, które nie odstępowały go odkąd wydostał się z Czarnego Jeziora, nieco zelżały. – Wystarczyłoby, żebyś nauczył się używać swojego mózgu i zaczął analizować swoje świetne plany przed ich realizacją. Dopiero potem będziemy mogli porozmawiać o skutkach twoich decyzji, w porządku? – Chłopak wypowiedział to zdanie kompletnie beznamiętnie, jednak gdzieś w środku czuł… to dziwne, miłe uczucie, które towarzyszyło mu tylko przy tym skretyniałym Gryfonie.
Harry spuścił pokornie głowę, obwiniając się teraz o całe zło wszechświata, jednak Malfoy nie miał zamiaru mu przerywać. Według blondyna, brunet zasłużył sobie na o wiele więcej.
Po dłuższej chwili, którą spędzili w milczeniu, Ślizgon był już gotowy do wyjścia. Rozpoczęli  więc wędrówkę w kierunku wieży Gryffindoru. Salon znajdował się na siódmym piętrze zamku, więc naturalnie, dotarcie do wyznaczonego miejsca kosztowało ich trochę czasu i wysiłku. Draco, wykorzystując swoją naturalną umiejętność przekrzywiania rzeczywistości w taki sposób, by to on był największą ofiarą wszechświata, już w połowie drogi zaczął narzekać na ból, który doskwierał mu przy pokonywaniu każdego następnego kroku. Dotarłszy więc do korytarza, w którym wisiał obraz Grubej Damy był w zauważalnie markotnym nastroju.
Nigdy nie pytał o dokładne położenie salonu Gryffindoru, więc nie wiedział jaki dystans dzielił go od wyznaczonego celu. Był jednak pewien, że jeśli zaraz nie dotrą na miejsce, zmusi Pottera, by dalszą drogę niósł go na swoich plecach.
Taka konieczność jednak nie zaszła. Już po kilku krokach brunet zatrzymał się przed pokaźnych rozmiarów dziełem, zwanym w szkole Obrazem Grubej Damy. Rozpoznanie go nie stanowiło żadnego problemu. Płótno, na tyle duże, by zmieścił się za nim dorosły człowiek, przedstawiające pulchną, bladolicą kobietę w różowej, jedwabnej sukni było aż nazbyt oczywiste dla każdego człowieka, który choć raz słyszał o słynnej Grubej Damie. 
– Hasło – widząc Harry’ego, namalowana kobieta zwróciła się w jego stronę z zadowolonym uśmiechem. 
– Jedwabne nici – wyraźnie wyrecytował w odpowiedzi, jednak, ku jego zaskoczeniu, obraz ani drgnął. Harry uniósł wzrok ku twarzy Grubej Damy, która wyglądała teraz na bardzo zmieszaną i trochę złą.
– Nie mogę wpuścić do salonu ucznia z innego domu! – Powiedziała surowo, zanim Harry zdążył choć wyartykułować pytanie.
– Znamy hasło, a Draco jest moim gościem. Nie powinno być problemu – odparł Harry, zaplatając ręce na piersi.
Gruba Dama spojrzała na niego z niepewną miną, wyraźnie wahając się przed podjęciem decyzji.
– Jedwabne nici. – Powtórzył Harry z naciskiem. 
– Ah… niech wam będzie – mruknęła w końcu, machnąwszy ręką i odsłoniła znajdującą się za jej obrazem dziurę w portrecie. 
Draco przyglądał się tej scenie z boku. Przejście do ich salonu znajdowało się w ścianie i nie było chronione przez nic, co mogłoby mieć tak problematyczną osobowość. Nie generowało więc żadnych problemów, o ile uczeń chcący przejść do salonu Slytherinu posługiwał się nienaganną dykcją i wypowiadał hasło wystarczająco wyraźnie i dokładnie. 
Ta sytuacja utwierdziła Malfoya w przekonaniu, że Salazar Slytherin musiał być, w przeciwieństwie do innych założycieli, bardzo praktycznym i konkretnym człowiekiem.
Gdy przejście zostało odblokowane, blondyn bez słowa podążył za Potterem, przekraczając próg salonu Gryffindoru. Gdy tylko pojawili się w zasięgu wzroku Gryfonów, zostali niemal ogłuszeni krzykami blisko kilkudziesięciu osób, skandujących nazwisko Złotego Chłopca. Zostali zasypani wielokolorowym, mieniącym się konfetti, które w kontakcie z jakimkolwiek ciałem stałym rozświetlało pomieszczenie delikatnym, migoczącym światłem. Ktoś złapał ich za ręce, zaciągając w głąb pomieszczenia i zaraz poczęstował ich kremowym piwem.
– Już myśleliśmy… 
– Że się nie doczekamy! – przez ogólny gwar przebiły się głosy dwóch wysokich, rudowłosych chłopaków, którzy właśnie przeciskali się w ich stronę, dzierżąc w każdej ręce  po szklaneczce z jakąś cieczą.
– Odstawcie ten napój dla dzieci…
– Dzisiaj należy się wam coś porządniejszego – powiedzieli, wręczając im naczynka wypełnione, jak się zaraz okazało, ognistą whiskey. 
Draco bez słowa skorzystał z propozycji, pociągając duży łyk napoju. Przebywanie w towarzystwie tak wielu gryfonów na trzeźwo, wydało mu się teraz planem niemożliwym do wykokania. 
– I to się nazywa postawa! – ucieszył się George, zaraz wtórując chłopakowi.
Blondyn przymknął powieki, wywracając oczami. Upił jeszcze jeden porządny łyk alkoholu i postanowił, że nie podda się tej atmosferze kompletnego skretynienia. 
Czując w sobie siłę tego postanowienia, otworzył oczy i rozejrzał z ciekawością po salonie.
Na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że to kompletnie odbiega od jego wyobrażeń salonu, stworzonego przez słynnego Godryka Gryffindora. Wszystkie rzeczy wyglądały na mocno zużyte i nadgryzione zębem czasu. Dominujące na ścianach, meblach i dekoracjach czerwień i złoto były mocno sprane, starte i gdzieniegdzie, zakurzone. Nogi stołów i foteli były obkopane i z pewnością straciły swój dawny kształt, ale po dogłębniejszych oględzinach Draco był w stanie wyobrazić sobie jak bogato inkrustowane mogły one być i jak pięknie mógł wyglądać salon za czasów jego świetności. Nie był to styl, który odpowiadał blondynowi, jednak potrafił on docenić historię   i przede wszystkim wartość antyków.
– I jak? – Harry zauważywszy oceniający wzrok swojego przyjaciela, był ciekaw jego opinii. 
– Mogłoby być lepiej – chłopak odparł krótko, wzruszywszy ramionami i skierował swoje kroki w stronę wypatrzonego przed chwilą fotela, który, na pierwszy rzut oka, wyglądał na całkiem wygodny.
Fotel okazał się nie być wyłącznie jego celem. Zaraz po tym, jak na nim spoczął, przed oczami ukazał mu się, przypuszczalnie szóstoroczny, Gryfon. 
– Miałem zamiar tu usiąść – warknął, bombardując blondyna wściekłym spojrzeniem.
– I co w związku z tym? – Ślizgon uniósł jedną brew, popijając łyk alkoholu ze swojej szklaneczki.
– To, że zachowasz się jak na gościa tego domu przystało i ustąpisz mi miejsca – odparł chłopak. – Uwierz mi, będzie lepiej, jeśli zrobisz to dobrowolnie.
Draco zlustrował swojego rozmówcę od stóp do głów. Ciemnoskóry chłopak, ogolony na łyso, szata dość mocno opinała się na rozbudowanych mięśniach. Widać było, że nadrabia swoje umiejętności magiczne, lub ich brak, brutalną siłą. 
Blondyn uniósł wzrok na twarz Gryfona i w milczeniu wywrócił lekceważąco oczami. Wiedział, że w walce wręcz nie miałby szans, ale też nie zamierzał pozwolić, żeby sprawy obróciły się na jego niekorzyść. Widząc, że agresor nie przyjął z pokorą jego odpowiedzi, lecz, pominąwszy próbę magicznego pojedynku, już zamierza się na niego z łapskami, blondyn jednym ruchem ręki dobył swojej różdżki i przyłożył ją do gardła ciemnoskórego. 
Harry, od pewnego czasu, kątem oka obserwujący tę scenę, momentalnie porzucił bliźniaków, z którymi prowadził rozmowę na temat tworzonego przez nich nowego eliksiru i pospieszył w stronę uczniów. 
– Mierz swoje czyny na zamiary – wysyczał przez zęby blondyn, wbijając w szyję wyższego od siebie chłopaka, różdżkę.
– Draco! – żachnął się Harry, doskakując do chłopców. 
– Potter. – Odparł beznamiętnie blondyn, nie odrywając nawet wzroku od swojego ciemiężyciela.
– Co wy wyprawiacie?
– Stosownie reaguję na groźby, kierowane w moją stronę – wzruszył ramionami, zwracając w  końcu wzrok w stronę swojego przyjaciela.
Coraz więcej uczniów zaczęło przyglądać się tej scenie, szepcząc między sobą konspiracyjnie. Draco wywnioskował z ich słów, że ów szóstoroczny jest już znany z podobnych sytuacji. 
– Naprawdę nie możecie choć jeden dzień wytrzymać bez zwad i kłótni? – warknęła osoba, która do tej pory siedziała z tyłu, na schodkach prowadzących do dormitorium dziewcząt, a którą większość osób od razu rozpoznała po głosie. – Dzisiaj cieszymy się zwycięstwem Harry’ego. Pozabijać możecie się jutro – dodała, wstając ze swojego miejsca. Widząc, że blondyn chowa różdżkę, a starszy od niej Gryfon cofa się na bezpieczną odległość, uniosła kremowe piwo, które trzymała w dłoni, zlustrowała wszystkich surowym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się ciepło do Pottera i wzniosła toast. – Za Harry’ego! 
Większość zgodnie poszła w jej ślady, wykrzyknąwszy nazwisko ich bohatera, unosząc trunki do ust. Harry spojrzał w jej stronę i upił łyk swojego alkoholu na jej cześć, po czym przepchnął się w stronę schodów, na których siedziała. 
– Jesteś najlepsza, Hermiono – powiedział, przysiadając się do niej. 
– Bardzo skuteczna – dodał Dracon, dla którego fotel stracił już na swej atrakcyjności i postanowił z niego zrezygnować na rzecz towarzystwa ludzi, z którymi mógł w miarę swobodnie porozmawiać. 
– Nie ma za co – odparła, uśmiechając się do nich.
– Jak się czujesz? Nie mieliśmy nawet dzisiaj okazji porozmawiać…
– Cóż… nadal jestem zaskoczona tym, że to właśnie mnie Krum musiał uratować z Czarnego Jeziora – odparła szczerze. – Mogę zrozumieć zakładniczkę, przydzieloną Fleur, bo ponoć była to jej siostra, Cho… z tego co słyszałam łączą ją romantyczne relacje z Cedrikiem – powiedziała, ignorując niezadowolony pomruk Harry’ego – nawet ciebie, Draco… chociaż, między nami, Ron dąsa się w dormitorium, twierdząc, że odebrałeś mu tę rolę – powiedziała wywracając oczami. – Ale dlaczego Krumowi wybrano akurat mnie…? Jasne, zaprosił mnie na bal, ale powodem nie była nasza relacja, a to, że byłam jedną z niewielu dziewcząt, które mu się nie narzucały… Późniejszymi dniami rozmawialiśmy, ale… przecież zauważyłabym, gdyby Krum traktował mnie inaczej, niż zwykłą koleżankę… 
– Może warto byłoby z nim o tym porozmawiać? – zaproponował Harry.
– Wydaje się dość bezpośrednim człowiekiem – pociągnął temat Malfoy. – Poza tym, nie znamy jego sytuacji życiowej, może się okazać, że po prostu nie miał nikogo bliskiego i wasze powierzchowne relacje wydały się organizatorom wystarczające, by wykorzystać cię w roli zakładniczki. 
– Chociaż, jeśli wybór ciebie był oparty o jego prawdziwe uczucia, a nie przypuszczenia organizatorów, może to być dobrym pretekstem do rozmowy. Moim zdaniem jest gruboskórny i istnieje możliwość, że ta sytuacja najzwyczajniej w świecie ułatwi mu zrobienie pierwszego kroku. 
– Może macie rację… – westchnęła, upiwszy łyk piwa kremowego. 
– Hermiono, przyniosę ci coś mocniejszego… – zaproponował Harry i nie czekając nawet na aprobatę, albo ewentualne protesty koleżanki pośpieszył w stronę stołów, na których ustawione były trunki.
– Weasley naprawdę siedzi w dormitorium i wypłakuje łzy żalu w samotności? – Draco zwrócił się w stronę dziewczyny, zajmując miejsce na schodach, które zwolnił Potter. 
– Nie powiedziałabym że wypłakuje łzy w samotności, ale…
– Z tego co widzę, wszyscy Gryfoni z naszego roku są tutaj, więc…
– No dobrze – przerwała mu. – Nie wypłakuje łez, ale… na pewno ma do ciebie i Harry’ego pretensje.
– Bezpodstawnie – wzruszył ramionami blondyn, przyglądając się jak jego przyjaciel wraca z butelką ognistej i pustą szklaneczką.
– Spróbuj go zrozumieć, przyjaźnił się z Harry'm tyle lat, a potem pojawiłeś się ty, osoba, którą uważał za największego wroga i, hm…
– Zająłem jego miejsce? – podpowiedział jej chłopak, wyciągając w stronę rozlewającego trunek Pottera, swoje naczynie. 
– Tak – przyznała, odkładając butelkę po piwie i zapijając słodki smak ognistą.
– Ron jest sam sobie winien – mruknął Harry, siadając stopień niżej i opierając się plecami o kamienną ścianę.
– Oh, żebyście mnie nie zrozumieli źle, nie winię ciebie, Draco – przerwała sobie, by upić kolejny łyk alkoholu – chociaż personalnie mam do ciebie żal i pretensje o wiele rzeczy, które zrobiłeś. 
– I vice versa – wzruszył lekceważąco ramionami. 
– Zrozumiałam jednak, że czy mi się to podoba, czy nie, jesteś częścią życia Harry’ego i jeśli nie chcę go stracić, tak jak ten głupek – mruknęła, kciukiem wskazując wieżyczkę, w której znajdowało się dormitorium chłopców – muszę schować swoje przekonania i uprzedzenia w kieszeń. – Dziewczyna pociągnęła następny, spory łyk napoju, skrzywiła się, przełknąwszy go i wyciągnęła w stronę blondyna dłoń. – Nie toczmy niepotrzebnych wojen. – Powiedziała, zwracając wzrok prosto w szarobłękitne oczy.
Ślizgon w pierwszej chwili spojrzał na wyciągniętą w swoją stronę dłoń, analizując całą wypowiedź dziewczyny, obecną, oraz inne sytuacje, w końcu kalkulując bilans strat i zysków, by  wreszcie przyjąć jej propozycję zgody i uścisnąć dłoń Granger.
– Niech to będzie początek naszej intelektualnej współpracy. – Powiedział, odwzajemniając jej spojrzenie. – Nie myśl sobie, że jestem ślepy. Pomijając moje uprzedzenia do twojego statusu krwi, jestem świadom tego, jaką wiedzę posiadasz i jak prężnie ją rozwijasz… Hermiono – wypowiadając ostatnie słowo, schylił minimalnie głowę, kłaniając się jej z szacunkiem.
Harry przyglądał się tej scenie w milczeniu, sącząc whiskey. Nie wiedział jaką rolę w całej tej sytuacji odegrał alkohol, ale nie miał zamiaru narzekać. Jeśli chociaż przez kilka następnych dni nie będzie musiał przejmować się ewentualnymi waśniami tej dwójki, może się okazać, że zorganizowana przez bliźniaków impreza będzie jednym z ich najlepszych pomysłów. 
Spokojna zabawa nie trwała wcale długo. Bliźniacy, chcąc rozbudzić towarzystwo, postanowili przetestować kilka swoich nowych wynalazków. Większość z nich była bardzo głośna, kolorowa i zabawna, kilka okazało się niewypałem, w niektórych przypadkach trzeba było szybko interweniować, żeby ograniczyć liczbę ofiar do minimum, jednak ostatecznie rozrywka, którą zapewniali Weasley’owie, w połączeniu z trunkami, których, jak się okazało, mieli wystarczające ilości, by nienawykłych do alkoholu uczniów doprowadzić do stanu… nietrzeźwości, wywindowały tę zabawę do najlepszej, jaką obecni mieli okazję przeżyć, a przynajmniej, większość osób tak właśnie twierdziła.
Ogólny gwar przyciągnął w końcu ostatniego gryfona, który ten wieczór spędzał samotnie w dormitorium. Był nim Ron Weasley, który z dość niepewną miną pojawił się na schodach, prowadzących do dormitorium chłopców. Ze swojego miejsca miał dobry widok na większość Salonu, więc mógł swobodnie rozeznać się w sytuacji. 
Impreza przybrała klasyczny bieg. Powstały małe grupki mieszczące się koło stołu zastawionego alkoholem i przekąskami, przed kominkiem przy którym stały gryfońskie fotele, teraz zajmowane przez bardziej zmęczonych uczniów, koło okien, które teraz były otwarte na oścież i wpuszczały do środka pomieszczenia miły chłód oraz na środku salonu, gdzie kilkoro uczniów właśnie siedziało w okręgu. Jedna osoba trzymała w ręku pustą butelkę i wyraźnie tłumaczyła coś reszcie. Ron rozpoznał w niej Hermionę, więc postanowił przyłączyć się do zabawy. 
– … więc kiedy dzióbek butelki wskaże drugą osobę musi ona wybrać, czy osoba kręcąca ma zadać jej pytanie, czy wyzwanie – tłumaczyła powoli, starając się z całych sił, by jej słowa były jak najbardziej wyraźne. Kosztowało ją to wiele wysiłku, ale miny słuchaczy utwierdzały ją w przekonaniu, że te cierpienia nie idą do końca na marne.
– W co gracie? – zagaił Ron, podchodząc do grupki siedzącej w okręgu i skupiając na sobie wzrok większości uczestników, do tej pory śmiertelnie skupionych na słowach Hermiony. – Mogę się przyłączyć?
– Roniaczek! – wykrzyknął uradowany George, zajmujący miejsce koło Granger.
– Postanowiłeś, hik, jednak zaszczycić nas swoją obecnością! – zawtórował mu, siedzący zaraz koło niego Fred. 
– Siadaj, siadaj – zachęcił go pierwszy z bliźniaków, robiąc mu miejsce miedzy sobą a dziewczyną. – To mugolska zabawa, nazywa się grą w butelkę. Zrozumiesz zasady w trakcie – dodał, klepiąc podłogę koło siebie. 
Rudzielec, zachęcony postawą braci okrążył uczniów i usiadł we wskazanym miejscu. Rozejrzał się z ciekawością po twarzach osób, z którymi zaraz będzie bawić się w tę nową grę i dopiero wtedy zobaczył, mniej więcej na przeciw siebie - jego. 
Siedział koło Harry’ego, kompletnie ignorując obecność innych osób. Rozmawiał cicho z brunetem, tak, jakby mieli jakieś prywatne tajemnice. Weasley był pewien, że blondyn robił to specjalnie i że bezczelnie go prowokował, na pewno właśnie się z niego naśmiewał i obrażał jego rodzinę.
– Dzisiaj bez dram! – zawołał głośno George, zauważając w którym kierunku zwrócił wzrok jego młodszy brat. – Dzisiaj topory wojenne zakopujemy!
– Peace and love – zaśmiał się Fred, sięgając przez swojego bliźniaka i klepiąc Rona po plecach. – Dean, stoisz tak blisko stołu! Podaj coś mocnego Roniaczkowi! – zawołał, machając do młodszego kolegi. 
– Musi się ewidentnie rozluźnić! – zawtórował mu pierwszy bliźniak.
Cała ta scena przyciągnęła uwagę większości osób, które oczywiście świadome wiecznych wojen toczonych przez Rona i Draco wstrzymywała oddech, oczekując jakiejś zapierającej dech sceny. Niektórzy spodziewali się wręcz rozlewu krwi, ale nagła uwaga, skupiona na jego osobie, skutecznie speszyła Weasleya. Zarumienił się aż po same uszy, a widząc, że Malfoy wyjątkowo dziś nie jest do niego wrogo nastawiony, zwyczajnie go ignorując, postanowił przełknąć swoją dumę i otrzymawszy od Deana niemal pełną szklankę whiskey, upił z niej spory łyk i spojrzał na Hermionę. 
– Możemy zacząć? 
Wszyscy obecni niemal odetchnęli z ulgą i jak gdyby nigdy nic, powrócili do swoich poprzednich zajęć. Dean dłuższą chwilę dość głośno chwalił się, że polał Ronowi tak dużą ilość alkoholu, żeby na pewno ułatwić chłopakowi rozładowanie emocji, ale większość uczniów zwyczajnie go zignorowała. Poziom upojenia alkoholowego rozmówców na pewno przekraczał jakiekolwiek dopuszczalne hogwardzkie normy.
Gra z początku szła dość opornie, bo mimo tego, że zasady były dość przejrzyste i łatwe do zapamiętania, niektórym bardziej opornym uczestnikom trzeba je było co kolejkę ponownie tłumaczyć. Po jakimś czasie zaczęła jednak iść płynniej i bardziej odważnie. Z pytania, na pytanie i zadania, na zadanie gra stawała się coraz bardziej pikantna, a dudniący w głowie alkohol tylko to ułatwiał. 
*
Ginny z zadowoloną miną wróciła do okręgu po wykonaniu zadania i zakręciła butelką z uwagą się jej przyglądając. W pełnym skupieniu, w myślach powtarzała imię jednej, konkretnej osoby. Jej modły zostały najwyraźniej wysłuchane, gdyż dzióbek naczynia ewidentnie zatrzymał się przed Harry’m.
– Pytanie czy zadanie? – spytała w ślad za swoimi poprzednikami.
– Pytanie – wybrał Harry, czując ekscytację na myśl o rozpoczęciu czynnego udziału w grze.
– W takim razie Harry, powiedz… czy jest ktoś, kto ci się podoba? – spytała, uśmiechając się, według niej, kokieteryjnie. 
Butelka została przez nich zaklęta tak, by w przypadku wykrycia kłamstwa świecić się na czerwono. Dla Ginny to był idealny moment, by w końcu poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Harry zaś, usłyszawszy pytanie, w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Nie spodziewał się usłyszeć z ust dziewczyny pytania o coś tak osobistego. Nie było jednak sensu przeciągać, więc zgodnie z prawdą odparł:
– Tak, jest.
Oczy wszystkich graczy momentalnie zostały zwrócone w jego stronę. 
– Haaarry! Odkryj rąbka tajemnicy! – zawołał od razu George.
– Kim jest ta szczęściara?! – zawtórował mu od razu Fred.
– Będziecie mieć okazję zadać pytania, gdy padnie wasza kolej – zainterweniowała od razu Hermiona, domyślając się, że temat Cho może być dla Harry’ego krępujący.
Chłopak uśmiechnął się w jej stronę z wdzięcznością i zakręcił butelką, która po chwili zatrzymała się przed Ronem.
– Pytanie czy zadanie? – wyrecytował formułkę, zastanawiając się, czy rudowłosy chłopak w ogóle będzie chciał wziąć udział w zabawie z nim.
– Zadanie – ten odparł jednak spokojnie, odważnie patrząc gryfonowi w oczy.
– Zadanie… – zastanowił się przez chwilę. Ilość alkoholu, którą w siebie wlał wcale nie pomagała mu w myśleniu, a pierwsze pomysły, które wpadły mu do głowy były raczej paskudne i nikomu, prócz Draco raczej by się nie spodobały. – Ron, wypij na raz cały alkohol, który został ci w szklance. W porównaniu do nas, jesteś zdecydowanie za mało pijany – zdecydował Harry, uśmiechając się szeroko. Był szczerze dumny ze swojego pomysłu. Ognista, jak wskazywała sama jej nazwa, potrafiła niemiłosiernie palić w gardło i nikt o zdrowych zmysłach nigdy nie piłby jej duszkiem. Harry przypuszczał, że właśnie zmuszał byłego przyjaciela do wielkich cierpień.
Rudowłosy jednak, odważnie podjął się wyzwania. Podniósł naczynie w geście toastu, patrząc prosto w oczy bruneta i zaczął pić przy akompaniamencie dopingu graczy, którzy najwyraźniej czerpali z cierpień Rona tak dużą przyjemność, jak i sam pomysłodawca. 
Już w połowie Weasley wyglądał jakby cierpiał katusze, zaś przy samym końcu był tak blady, że spokojnie mógłby zostać pomylony z duchem. Ginny i Hermiona nie wyglądały na tak uradowane jak reszta towarzystwa, wyraźnie martwiąc się o chłopaka. Przyglądały mu się uważnie, z pewnością szukając jakichś niespodziewanych, niepokojących objawów zatrucia alkoholowego.
Gdy szklaneczka została opróżniona, Ron chwiejnym ruchem położył ją na podłogę przed sobą, spuszczając głowę i wgapiając się w nią przez chwilę. 
– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – spytała jego siostra z niepokojem, a cała grupka graczy ucichła, oczekując reakcji chłopaka. 
Ku ich radości, Weasley w końcu wyciągnął do przodu swoją rękę i w zwycięskim geście pokazał całej reszcie kciuk uniesiony ku górze. Uczestnicy na ten widok zgodnie wykrzyknęli z radością, wiwatując na cześć dumnego teraz jak paw, lecz nadal mocno bladego Rona. 
*
– Draco, za łatwo prześlizgujesz się przez wszystkie zadania – powiedział Harry, gdy butelka, którą zakręcił wskazała jego przyjaciela. W głębi duszy wszyscy uczestnicy zgadzali się z Harry'm, jednak żadne z nich nie miało na tyle odwagi, czy pewności siebie, żeby przekroczyć pewną granicę bezpiecznej uprzejmości w stosunku do Malfoya. Ograniczali się  więc do bardzo prostych i nieszkodliwych poleceń.
– Skoro tak twierdzisz. – Chłopak wzruszył ramionami.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jest łagodniej traktowany od reszty uczestników. Specjalnie za każdym razem, gdy butelka wskazywała jego osobę eliminował możliwość zadania sobie pytania, wolał nie ryzykować zdradzenia jakiegoś rodzinnego sekretu, lub równie ważnej informacji. Żądania uczniów były jednak bardzo zdystansowane, kulturalne i wręcz… nudne. Widać było, że Gryfoni trzymają do niego dystans. 
– Tak więc wybieraj, pytanie czy zadanie? – chłopak wyszczerzył się w jego stronę z zadowoloną miną, jakby już miał w głowie jakiś plan. 
– Zadanie – odparł od razu. Nie bał się, że Potter zada mu jakieś niekorzystne pytanie, po prostu był ciekaw pomysłu, który wywoływał na twarzy gryfona tak szeroki uśmiech. 
– W takim razie Draco… – uśmiech Gryfona, o ile to możliwe, poszerzył się jeszcze bardziej. – Pocałuj osobę, która według ciebie jest w tym gronie najbardziej pociągająca. 
Blondyn, w pierwszej chwili miał nadzieję że się przesłyszał i że jego skretyniały przyjaciel wcale nie wypowiedział tych słów. W następnej, gdy był już pewny, że niestety, z jego słuchem wszystko jest w porządku walczył ze sobą, żeby nie potraktować Pottera cruciatusem. W ostatniej zaś chwili, zerknął dyskretnie na miny graczy, które były teraz… dość typowe. 
Dziewczęta mimowolnie spąsowiały, nagle udając że wcale nie patrzą w jego stronę, chłopcy wyglądali na dość zaskoczonych i rozbawionych, Ron zaś ograniczył się do nieuprzejmego grymasu na twarzy. 
– Żartujesz sobie, prawda? – mruknął, mając nadzieję, że chłopak jakoś wyratuje go z tej sytuacji. 
– Nie możemy zmieniać poleceń, gra na to nie pozwala – odparł brunet radośnie, wzruszając ramionami.
Czyli kaplica. Draco szybko przeanalizował zdanie, które usłyszał od przyjaciela, po czym rozejrzał się pobieżnie po członkach gry. Niektórzy byli bardziej, niektórzy mniej atrakcyjni, ale żadnego z nich nie znał na tyle dobrze, żeby móc określić go mianem pociągającego. W swoim kryterium był dość wybredny. Osoba którą mógłby się zainteresować nie mogła być tylko ładna. Równie ważna była dla niego osobowość, inteligencja, charyzma, umiejętności interpersonalne, status społeczny i wiele innych. To już na starcie dyskwalifikowało większość uczestników zabawy. Nie mógł pominąć również uczuć osoby całowanej. Oczywiście, wszyscy byli cholernie pijani i to, co działo się dzisiaj w salonie Gryffindoru powinno pozostać w nim na wieczność. Nie mógł jednak wykluczyć możliwości zaistnienia jakichś niekorzystnych plotek, a w późniejszym etapie niepotrzebnego rozgłosu, w końcu nazwisko Malfoy było dość znane w magicznym świecie. Poza tym osoba, którą mógłby wybrać miała pełne prawo przeciwstawić się takiej decyzji, a na to nie mógł sobie pozwolić. Był zbyt dumny, żeby móc dopuścić do takiej sytuacji. Biorąc to wszystko pod uwagę, wybór najbardziej pociągającej osoby, wydał mu się dość oczywisty.
Westchnął ciężko, godząc się ze swoim losem i na klęczkach przesunął się w stronę Pottera który, najprawdopodobniej nieświadomy tego, co się zaraz wydarzy, wcale nie oponował. Draco wyciągnął w jego stronę dłonie, które położył na obu policzkach chłopaka, upewniając się, że mu już nie ucieknie, po czym zbliżył się do niego i złożył na jego ustach wcale nie krótki pocałunek. Cały ten czas wpatrywał się w oczy przyjaciela, przyglądając się całym miriadom emocji, które po kolei się w nich pojawiały. Nie ukrywał, czuł sporą satysfakcję, że doprowadził Gryfona do takiego stanu. Przez myśl przeszło mu nawet, że mógł właśnie skraść przyjacielowi pierwszy pocałunek. Wiedział, że Potter miał bez liku wielbicielek, jednak był na tyle ślepy i niepewny siebie, że sam nigdy nie wykonałby pierwszego kroku. 
Gdy w końcu blondyn uznał, że magia nałożona na butelkę uzna zadanie za zaliczone, odsunął się delikatnie od chłopaka. Ich usta rozłączyły się z charakterystycznym „mokrym” dźwiękiem, sprawiając, że policzki Harry’ego pokrył pąs w kolorze dojrzałej piwonii. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem, rozbawiony reakcją chłopaka, po czym przybrał swoją obojętną maskę i wrócił na swoje poprzednie miejsce, domykając na powrót okrąg. 
Draco z wyższością przyjrzał się minom graczy, którzy właśnie wgapiali się w niego i jego głupiego przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Większość dziewcząt była równie zarumieniona co sam Złoty Chłopiec, Hermiona miała… blisko nieokreśloną minę, ale zdecydowanie nie wyglądała na niezadowoloną, czy zniesmaczoną, Ron, cóż… Ron wyglądał jakby jeszcze nie do końca dotarło do niego co takiego się stało, bliźniacy chichotali cicho, patrząc na siebie i poruszając brwiami w sugestywny sposób, Ginny zaś… jej mina zdecydowanie odbierała jej urody. 
– Proponuję… – po dłuższej chwili milczenia, głos w końcu zabrała Hermiona. – Proponuję iść już spać, wszyscy są na pewno zmęczeni…
Część osób niepewnie pokiwała głowami i bez słowa zaczęła się zbierać do dormitoriów. W ślad za nimi ruszyła reszta niedobitków znajdujących się w Salonie. Harry zaś trwał w jakimś dziwnym transie, spowodowanym potężnym szokiem, bo najprawdopodobniej nie dotarły do niego słowa dziewczyny. 
Malfoy postanowił coś na to zaradzić. Gdy salon trochę się przerzedził, podniósł ze stołu jakiś wyjątkowo ciężki podręcznik, porzucony zapewne przez jakiegoś ucznia, podszedł do Pottera, po czym zdzielił go z całej siły w głowę. 
– Kurwa, Draco! – krzyknął, momentalnie zrywając się z podłogi. 
Zaczął rozcierać rosnącego guza, patrząc na przyjaciela ze złością.
– Wybacz, ale wyglądałeś jakbyś dostał udaru – chłopak wywrócił oczami. – Rozumiem, że pewnie marzyłeś o moim pocałunku od ostatnich trzech lat, ale nie wyobrażaj sobie za dużo. Cała ta sytuacja to tylko i wyłącznie twoja wina, Potter i radzę ci nie dramatyzować – powiedział poważnie chłopak. – Poza tym, powinieneś zacząć używać balsamu do ust.
Potter spojrzał na twarz blondyna, analizując właśnie usłyszany komentarz, po czym, jakby kompletnie ignorując cały początek, zaplótł ręce na piersi, obruszając się teatralnie. 
– Uwierz mi, nie byłem przygotowany na…
– To nie dobrze, powinieneś być gotów w każdej chwili dnia i nocy, Potter – zawyrokował Malfoy. – W końcu nigdy nie wiadomo kiedy jakaś niewiasta zdobędzie się na odwagę i zaatakuje Złotego Chłopca. Z resztą, patrząc po minach niektórych Gryfonek, nie zdziwiłbym się, gdyby w najbliższych dniach stały się bardziej zmobilizowane.
– Co masz na myśli? 
– Potter… pozwól mi wierzyć, że tylko udajesz tak ślepego kretyna… – westchnął Draco, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jesteś pieprzoną ikoną czarodziejskiego świata, większość tych dziewcząt dała by sobie rękę uciąć za twój pocałunek, nie mówiąc już o zostaniu twoją partnerką. Zwłaszcza teraz, kiedy twoja sława przeżywa swój ponowny rozkwit. Nie Potter, nie krzyw się, taka jest prawda. Gdy twoje nazwisko wypadło z Czary Ognia, większość tych kretynek, które idąc w ślad za hogwardzką modą uprzykrzały ci życie, po kryjomu wzdychały do ciebie i zastanawiały się jakby to było mieć cię na własność. Jesteś biletem do sławy, popularności i władzy. Wystarczająco inteligentna kobieta potrafiłaby cię owinąć wokół własnego palca i wykorzystać twoje nazwisko do każdego celu i uważam, że nie byłoby to zbyt trudne wyzwanie. Wiesz dlaczego? – Draco uśmiechnął się krzywo do przyjaciela, który wyraźnie nie miał zamiaru mu przerywać. – Bo jesteś ślepym kretynem z kompletnie zerową inteligencją interpersonalną.
– Draco… bredzisz – mruknął Harry, chociaż w jego głosie brak było przekonania.
– Sam się o tym, prędzej czy później przekonasz – wzruszył ramionami. – Chyba, że będziesz grzecznym Gryfonem i zaufasz mi w razie jakiejś podejrzanej sytuacji – uśmiechnął się krzywo, klepiąc bruneta po ramieniu. – Harry… wierzę, że kiedyś w parze ze swoim dobrym sercem zaczniesz korzystać również z inteligencji – mruknął Draco, łagodniejąc. – Jestem przekonany, że zauważyłeś jak się zmieniłeś w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
– Mam bardziej wrażenie, że to wszyscy w okół to zauważają… 
– Skoro tak… możesz to potraktować jako dowód. Zmiana otoczenia dobrze na ciebie działa. 
– Co masz na myśli?
– W skrócie? To, że nie poddajesz się kretynizmowi Weasley’a. Miał na ciebie zły wpływ i jak widzisz, nie jest to tylko moje zdanie. 
– Nie demonizujmy go, Ron… jest po prostu uparty. 
– Jeśli chcesz w to wierzyć… – wzruszył ramionami Draco, kończąc tę dyskusję. 
Wyciągnął swoją różdżkę, natychmiast sprawdzając godzinę.
– Ale co ważniejsze, jest prawie czwarta nad ranem, powrót do mojego dormitorium…
– Nie żartuj sobie. To chyba oczywiste, że będziesz spać tutaj – Harry zmarszczył brwi, patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem.
– Nie? Nie do końca? Nie ustalaliśmy takich szczegółów…
– Na rany Merlina, Draco. – Westchnął Harry, po czym złapał jego dłoń, ciągnąc go w stronę schodów.

Pokonanie tej przeszkody zajęło im trochę czasu, bo gdy stanie w jednym miejscu i prowadzenie rozmowy, wydawało im się całkiem proste i intuicyjne, to pokonanie wszystkich, krętych stopni, prowadzących do dormitorium chłopców okazało się nie lada wyzwaniem. Harry zaproponował, żeby poszli od razu spać, jednak widząc minę przyjaciela szybko zrezygnował ze swojego pomysłu. Na szczęście łazienka okazała się pusta, więc w spokoju mogli poświęcić długie minuty na walkę ze swoimi szatami, w końcu jednak efektywnie się ich pozbywając. Prysznic zajął im zaskakująco krótką chwilę. Wykonali tylko powierzchowne czynności i czując, że ich sen wcale nie będzie spokojny i błogi, położyli się łóżka, zaciągając czerwono-złote kotary.